lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 98

ościeniowi sądów ferowanych na otcziznę przez inspektora gimnazjum. Historyk polski, uginając się
pod tak wielkim brzemieniem erudycji, że sam zmuszony był na jego ciężar wielokrotnie wyrzekać,
twierdził jasno i dobitnie, że starą Polskę nie co innego tylko „anarchia doprowadziła do upadku”, że
„w ciągu dwu ostatnich wieków istnienia Rzeczypospolitej nie można znaleźć w jej dziejach ani
jednego prawdziwie wielkiego, rozumnego czynu, ani jednej prawdziwie wielkiej, historycznej
postaci”. Podając te prawdy do wierzenia uczniom klerykowskiego gimnazjum kategorycznie a bez
objaśnienia, co według jego bieżących przekonań jest „czynem wielkim” i „wielką postacią”,
profesor Wszechnicy Jagiellońskiej zastrzegał się przecie, że „nie należy do tych, co obnażając nasze
błędy i wady sądzą, że już wszystko zdziałali”. Wyciągał na jaśnię wszystką otchłań dziejowego
upadku własnego narodu, poduszczony przez koncept starego Marka Tuliusza — historia magistra
vitae — w tym celu, ażeby na przyszłość wystawić taki oto program kategoryczny dla wszystkich, a
więc i dla uczniów z miasta Klerykowa:
„Musimy poznać we wszystkich szczegółach objawy i następstwa zabijającej równości, ażeby w
dzisiejszej pracy społecznej uszanować jednostki przodujące siłą swojej tradycji, talentu,
wykształcenia, zasług, ażeby zdrową hierarchię wyrobić i utrzymać, ażeby jedni umieli prowadzić, a
drudzy ich popierać i słuchać. Musimy odsłonić w całej grozie skutki lekkomyślnych, na chwilowym
uczuciu polegających porywów, ażeby zachowując zapał, zbudzić w sobie zmysł polityczny,
wyzyskanie warunków, męską energię wytrwania i pracy”.
Tak tedy propagacyjne działania inspektora Zabielskiego wydały płód o tyle, że całą młodzież
należącą do ćwiczeń literackich zniechęciły do rzeczy ojczystych, których wcale nie znała, zasiały w
umysłach specyficzny, wybitnie klerykowski wstręt do wszystkiego co polskie. Rusofilizm we
wszystkim — aż do religii — uchodził w kołach tej młodzieży za synonim postępowości, krytycyzmu i
tężyzny.
Partia wolnopróżniacka rekrutowała się przeważnie z synów szlacheckich oraz ludzi zamożnych,
trudniła się głównie próżniactwem, *naciąganiem* każdego z *belfrów*, kto tylko dał się naciągać,
tańczeniem do upadłego w karnawale, łyżwiarstwem, potajemnym jeżdżeniem konno i jeszcze
bardziej sekretnym uczęszczaniem na maskarady z aktorkami chwilowo goszczącymi w Klerykowie i
dziewczętami przebywającymi tam stale. Partia ta znieść nie mogła wszystkich praktyk literackich,
ale z tej głównie przyczyny, że prowadziły ze sobą nadetatową, pozaklasową robotę. Grupa
wolnopróżniacka grywała w karty, o czym członkowie przeciwnej marzyć nie mogli ze względu na
wielką ilość należących do niej lizusów i zwyczajnych szpiegów. Wolnopróżniacy, jako całość
antylegalna, nie mieli wśród siebie donosiciela żadnego. Związani byli między sobą węzłami
przyjaźni, stanowili zwarte koło gimnazjalnego high-life'u i wskutek tego tajemnica gry w
*stukułkę* trwała wśród nich aż do skutku, pomimo najforsowniejszych śledztw inspekcji.
Miejsce gry obierano to tu, to tam, a najczęściej w domu lekarza Wyszobierskiego, właściwie w
pokoju jego syna, ogólnie lubianego wolnopróżniaka Antosia. Stowarzyszeni gromadzili się późno
wieczorem, przed dwunastą i to w takie dni, kiedy można było nieobecność na stancji
usprawiedliwić bytnością w teatrze, na obserwacjach astronomicznych z nauczycielem kosmografii,
na balu dla dzieci albo u familii za pozwoleniem właściwego zwierzchnika. Wówczas przy szczelnie
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional