lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 93

sali. Ktoś w kącie ukryty grał na grzebieniu, Wilczkowicki, drugoroczny piątoklasista, na drumli. Kilku
kolegów namiętnie i entuzjastycznie walcowało, z gracją w absolutnym braku panien obejmując
krzesełka. Pewien dryblas wywijał siarczyście, tuląc na łonie poręcz od kanapy specjalnie do tego
walca ułamaną. Radek, wszedłszy, nie był pewny, czy to istotne pańskie „granie”, czy tylko
błazeństwo uczniowskie. Stanął w kącie i z nabożną miną przyglądał się hulającym. Toteż wzięto go
zaraz na fundusz.
W klasie żaden z kolegów nie zbliżył się do niego, lecz owszem wszyscy go szykanowali. Zauważono
natychmiast jego podkówki u juchtowych butów, drelichowe majtki, zgrzebną koszulę, tasiemkę i
chłopskie prowincjonalizmy w mowie. Był nawet dowcipniś w klasie, niejaki Tymkiewicz, który go
stale przedrzeźniał. W czasie dużej pauzy umyślnie zachowywano ciszę i z ostatnich ławek dawał się
słyszeć głos naśladujący gwarę chłopską:
— Wojciechu, lubują woma zimioki z maślánką?
Z drugiego końca odpowiadano żałośnie:
— Oj, mój kumosicku, lubują, lubują…
— A miso woma lubuje?
— Kez by to miso nie lubowało człowiekowi! Ino co nie umiem onego misa jeść po ślachcicku…
— Po ślachcicku?
— Ajści. Jak mię tatuś oddali do szkoły na stancyją, tom ci dopiéro zobocéł, jak se to ślachta jedzą.
Bierze takie świecące widełki, źgnie ono miso, dopieros je do gęby niesie nikiej chłop snopek w
zápole…
Emocja, jakiej doświadczał Radek, słuchając tych dialogów, była z pewnością palącym wstydem, ale
obok niego czaiła się zemsta ukryta w masce obojętności i wzgardy tak głęboko jak iskra w
krzemieniu. Nauczyciele bezwiednie zaostrzali stosunek nowicjusza do kolegów, wyrywając go
często na środek dla zbadania i oceny zasobów jego umysłu. Przybyszowi z Pyrzogłów zdawało się,
że go przedrwiwają wszyscy. W progimnazjum najważniejsze wykłady snuły niedołęgi wszelkiego
rodzaju, dziwaki i mastodonty okręgu naukowego, toteż Radek w łacinie, greczyźnie, matematyce
itd. recytował istne curiosa jako perły wiedzy podane mu przez mędrców pyrzogłowskich.
Wszystkie te okoliczności sprawiły, że Jędrek, chociaż uczeń bardzo dobry i pilny, był, jeżeli nie
pośmiewiskiem, to tarczą szyderstw swego otoczenia.
Pewnej lekcji, blisko we dwa miesiące po rozpoczęciu kursu szkolnego, wezwał go do tablicy pan
Nogacki i zlecił wyprowadzić formułę geometryczną zadaną na ów dzień do nauki. Radek stanął przy
katedrze, chwycił kredę i począł rysować figurę uciętego graniastosłupa. Silne wzruszenie przyćmiło
na pewną chwilę czasu jego pamięć i bystrość umysłu. W rysunku popełnił błąd przeprowadziwszy
jedną z linii bryły zanadto na prawo. Nogacki orientował go kilkakroć, mówiąc swym zimnym
głosem:
— Radek, linię *F* *G* trzeba prowadzić na lewo…
Uczeń starł daną linię, ale nową przeprowadził jeszcze gorzej.
— Linię *F* *G* — na lewo… — znowu wydeklamował nauczyciel.
Koledzy śmiali się już z cicha, a Jędrek tracił coraz bardziej pewność siebie. Znowu starł nieszczęsną
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional