cierpiałem srodze, ale w chwili gdy mi przychodzi porzucić ten dom gościnny, widzę, że cierpienie w
nim więcej jest warte niż gdzie indziej rozkosz — choroba więcej niż gdzie indziej zdrowie. Ona
słuchała słów moich także zmieszana i ze schyloną głową, kreśląc coś trzciną na szafrannym piasku.
Po czym podniosła oczy, raz jeszcze spojrzała na owe skreślone znaki, raz jeszcze na mnie, jakby
chcąc o coś spytać — i nagle uciekła jak hamadriada przed głupowatym faunem.
— Musi mieć piękne oczy.
— Jak morze — i utonąłem w nich też jak w morzu. Wierz mi, że Archipelag mniej jest błękitny. Po
chwili przybiegł mały Plaucjusz i począł o coś pytać. Ale ja nie rozumiałem, o co mu chodzi.
— O Atene! — zawołał Petroniusz — zdejm temu chłopcu opaskę z oczu, którą zawiązał Eros, bo
inaczej rozbije sobie głowę o kolumnę świątyni Wenus.
Po czym zwrócił się do Winicjusza:
— O ty wiosenny pączku na drzewie życia, ty pierwsza zielona gałązko winogradu! Powinien bym
zamiast do Plaucjuszów kazać cię zanieść do domu Gelocjusza, gdzie jest szkoła dla nieświadomych
życia chłopców.
— Czego ty właściwie chcesz?
— A co skreśliła na piasku? Czy nie imię Amora, czy nie serce przeszyte jego grotem lub nie coś
takiego, z czego mógłbyś poznać, że satyry szeptały już tej nimfie do ucha różne tajemnice życia?
Jak można było nie spojrzeć na te znaki!
— Dawniej wdziałem togę, niż myślisz — rzeki Winicjusz — i zanim nadbiegł mały Aulus, patrzyłem
pilnie na te znaki. Wszakże wiem, że i w Grecji, i w Rzymie nieraz dziewczęta kreślą na piasku
wyznania, których nie chcą wymówić ich usta… Ale zgadnij, co nakreśliła?
— Jeśli co innego, niż przypuszczałem, to nie zgadnę.
— Rybę.
— Jak powiadasz?
— Powiadam: rybę. Czy miało to znaczyć, że w żyłach jej zimna dotąd krew płynie — nie wiem! Ale
ty, któryś mnie nazwał wiosennym pąkowiem na drzewie życia — zapewne potrafisz lepiej ten znak
zrozumieć.
— Carissime! O taką rzecz spytaj Pliniusza. On się zna na rybach. Gdyby stary Apicjusz żył jeszcze,
może by ci także umiał coś o tym powiedzieć, albowiem zjadł w ciągu życia więcej ryb, niż może ich
od razu pomieścić Zatoka Neapolitańska.
Lecz dalsza rozmowa urwała się, wniesiono ich bowiem na rojne ulice, na których przeszkadzał jej
gwar ludzki. Przez Vicus Apollinis skręcili na Forum Romanum, gdzie w dnie pogodne przed
zachodem słońca gromadziły się tłumy próżniaczej ludności, by przechadzać się wśród kolumn,
opowiadać nowiny i słuchać ich, widzieć przenoszone lektyki ze znakomitymi ludźmi, a wreszcie
zaglądać do sklepów złotniczych, do księgarni, do sklepów, w których zmieniano monetę, do
bławatnych, brązowniczych i wszelkich innych, których pełno było w domach obejmujących część
Rynku położoną naprzeciw Kapitolu. Połowa Forum, leżąca tuż pod wiszarami zamku, pogrążona
była już w cieniu, natomiast kolumny położonych wyżej świątyń złociły się w blasku i na błękicie.
Leżące niżej rzucały wydłużone cienie na marmurowe płyty, wszędzie zaś było ich tak pełno, że