Dosyć już mety zbliżać, widzę, żeście zuchy;
Chcecie strzelać się rury oparłszy na brzuchy?
Ja nie pozwolę; zgoda, że na pistolety;
Lecz strzelać się nie z dalszej ani z bliższej mety
Jak przez skórę niedźwiedzią; ja rękami memi
Jako sekundant skórę rozciągnę na ziemi,
I ja sam was ustawię. Waść po jednej stronie
Stanie na końcu pyska, a Waść na ogonie,"
Zgoda! wrzaśli; czas? - jutro; miejsce? - karczma Usza.
Rozjechali siÄ™. Ja zaÅ› do Wirgilijusza..."
Tu Wojskiemu przerwał krzyk: "Wyczha!" Tuż spod koni
Smyknął szarak; już Kusy, już go Sokoł goni.
Psy wzięto na obławę wiedząc, że z powrotem
Na polu łatwo można napotkać się z kotem;
Bez smyczy szły przy koniach; gdy kota spostrzegły,
Wprzód nim strzelcy poszczuli, już za nim pobiegły.
Rejent też i Asesor chcieli końmi natrzeć,
Lecz Wojski wstrzymał krzycząc: "Wara! stać i patrzeć;
Nikomu krokiem ruszyć z miejsca nie dozwolę,
StÄ…d widzim wszyscy dobrze, zajÄ…c idzie w pole".
W istocie, kot czuł z tyłu myśliwych i psiarnie,
Rwał w pole, słuchy wytknął jak dwa różki sarnie,
Sam szarzał się nad rolą długi, wyciągnięty,
Skoki pod nim sterczały, jakby cztery pręty,
Rzekłbyś, że ich nie rusza, tylko ziemię trąca
Po wierzchu, jak jaskółka wodę całująca.
Pył za nim, psy za pyłem; z daleka się zdało,
Źe zając, pył i charty jedne tworzą ciało:
Jakby jakaś przez pole suwała się żmija,
Kot jak głowa, pył z tyłu jakby modra szyja,
A psami jak podwójnym ogonem wywija.
Rejent, Asesor patrzÄ…, otworzyli usta,
Dech wstrzymali; wtem Rejent pobladnÄ…Å‚ jak chusta,
Zbladł i Asesor, widzą - fatalnie się dzieje,
Owa żmija im dalej, tym bardziej dłużeje,
Już rwie się wpół, już znikła owa szyja pyłu,
Głowa już blisko lasu, ogony - gdzie z tyłu!
GÅ‚owa niknie, raz jeszcze jakby kto kutasem
Mignął: w las wpadła; ogon urwał się pod lasem.