Pjawki Podkomorzego dzierżą go pod uszy,
Z lewej strony Strapczyna, a z prawej zawisał
Sprawnik i dusząc gardziel krew czarną wysysał.
Za czym Wojski rozkazał kij żelazny włożyć
Psom między zęby i tak paszczęki roztworzyć.
Kolbami przewrócono na wznak zwierza zwłoki
I znów trzykrotny wiwat uderzył w obłoki.
"A co? krzyknął Asesor kręcąc strzelby rurą,
A co? fuzyjka moja? górą nasi, górą!
A co? fuzyjka moja? niewielka ptaszyna,
A jak się popisała? to jej nie nowina,
Nie puści ona na wiatr żadnego ładunku,
Od książęcia Sanguszki mam ją w podarunku".
Tu pokazywał strzelbę przedziwnej roboty,
Choć maleńką, i zaczął wyliczać jej cnoty.
"Ja biegłem, przerwał Rejent otarłszy pot z czoła,
Biegłem tuż za niedźwiedziem; a pan Wojski woła:
"Stój na miejscu"; jak tam stać, niedźwiedź w pole wali
RwÄ…c z kopyta jak zajÄ…c, coraz dalej, dalej,
Aż mi ducha nie stało, dobiec ni nadziei,
Aż spojrzę w prawo: sadzi, a tu rzadko w kniei,
Jak też wziąłem na oko, postójże, marucha!
Pomyśliłem, i basta: ot, leży bez ducha;
Tęga strzelba, prawdziwa to Sagalasówka,
Napis: "Sagalas London á BaÅ‚abanówka"".
(Sławny tam mieszkał ślusarz Polak, który robił
Polskie strzelby, ale je po angielsku zdobił)".
"Jak to, parsknął Asesor, do kroćset niedźwiedzi!
To to niby Pan zabił? co też to Pan bredzi?"
"Słuchaj no, odparł Rejent, tu, Panie, nie śledztwo,
Tu obława; tu wszystkich wezwiem na świadectwo".
Więc kłótnia między zgrają wszczęła się zawzięta,
Ci stronÄ™ Asesora, ci brali Rejenta;
O Gerwazym nie wspomniał nikt, bo wszyscy biegli
Z boków, i co się z przodu działo, nie postrzegli.
Wojski głos zabrał: "Teraz jest przynajmniej za co,
Bo to, Panowie, nie jest ów szarak ladaco,
To niedźwiedź, tu już nie żal poszukać odwetu,
Czy szarpetynÄ…, czyli nawet z pistoletu;