lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 84

oberwańca wiejskiego przekształciły na ucznia, lecz jedynie ta okoliczność, że to oni, ci znajomi,
tegoż ucznia pamiętają jako świniarza. Było to tak powszechne, że Jędrek sam nie mógł odnaleźć
siebie współczesnego. Cztery lata, wszystko, co stanowiło jego byt rzeczywisty — gdzieś jakby
znikło. Stały natomiast znane miejsca z ich dławiącą tożsamością: podwórze, baszta na końcu
dworu, gdzie urządzał muzykę, i cały zakres niewzruszenie takich samych pojęć i praw
pajęczyńskich.
Radek stykał się piersiami z czymś, co było nim dawnym, jakby wstępował w swoją dawną a
porzuconą formę, i uczuwał wstręt niewymowny. Mieszkał u rodziców na czworaku, a właściwie w
pobliżu tej budowli, gdyż obadwaj z ojcem sypiali na dworze w czasie nocy jasnych, a pod pustą
szopą w czas deszczowy. Ojciec i matka przypatrywali mu się z nieustającym ani na chwilę
zdumieniem. Szczególniej ojciec dziwował mu się bez końca. Mało do niego mówił, a jeśli wyrzekł
jakie słowo, to z wyrazem pytania w oczach, czy to aby godzi się powiedzieć. Młody Radek wstydził
się i tatula, i matki, i swojej obecności w przeklętym Pajęczynie — nie wiadomo przed kim.
Umyślnie nosił grube szmaty chłopskie, chodził boso i wyręczał ojca w pracy folwarcznej, żeby tylko
od nikogo z przejezdnych nie być poznanym. Był to jednakże wstyd połowiczny, kryjący w sobie żal
głęboki, a gorzki jak piołun.
Rodzice nie mogli mu na dalszą naukę dać nic więcej prócz paru osełek masła i kilku sztuk zgrzebnej
bielizny. Naokół nikt dlań nic nie miał innego prócz mniej lub więcej gryzącej ironii. Mimo to, a może
nawet dlatego, energia Jędrka rosła i odwaga tężała. Wezwał na pomoc wspomnienie nauczyciela i
z tym kapitałem zarzucił na plecy tornister wyruszając w świat szeroki. Rodzice obydwoje płakali,
odprowadzając go daleko, daleko za pola folwarczne. Nie wiedzieli, jakim słowem przemówić na
pożegnanie, zapewne ostatnie, co mu radzić, przed czym go ostrzegać. Patrzyli tylko w milczeniu,
pragnąc zachować w źrenicach obraz jego postaci. I Jędrek milczał. Zostać w Pajęczynie Dolnym nie
mógł za nic w świecie. Czuł, że nie ma tam dlań takiej nawet przestrzeni, żeby mógł na niej postawić
dwie stopy, a jednak idąc po twardej szosie i nie oglądając się poza siebie płakał i on cichymi,
chłopskimi łzami.
Posiliwszy się jako tako w karczmie przy rozstajnych drogach, dał szynkarce należne kilkanaście
groszy i miał wziąć ze stołu tornister, kiedy tłuste babsko znowu go zagadnęło.
— A czy aby kawaler skąd nie ucieka? Żebym zaś jakiego kłopotu nie miała…
— Odczep się pani! — rzekł Radek głośno i stanowczo.
— Tak? Z takiego *kamerdunu*? Zaraz my się tu prawdy dowiemy!
To rzekłszy, żywo skoczyła ku drzwiom usiłując je na klucz zamknąć. Gimnazista pchnął ją tak
potężnie, że się zatoczyła aż pod beczki stojące w kącie, i wyszedł. Mijając prędko wieś słyszał za
sobą wrzaskliwy głos szynkarki:
— Po sołtysa, po sołtysa! Łapaj, trzymaj!…
Za wsią, za ostatnim jej drzewem, znowu go upał pochwycił w szpony. Zdarzenie w karczmie nie
sprawiło mu przykrości, lecz owszem pewną satysfakcję, zaraziło go jednak pewną niewidzialną
odrobiną przesądu.
— Zły znak, zły początek… — szeptał do siebie.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional