lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 82

stół, na książki, na samego *belfra*, wreszcie na malowane żyrafy i nosorożce. Te ostatnie
zaciekawiły go wkrótce tak bardzo, że patrzał na nie bez ruchu jak cielę na malowane wrota.
„A i cóż toto za koń taki, mój Jezus kochany — myślał, ogarnięty przez wszechmocny podziw. —
*Chylośna* to szyja u takiego gada…”
Rozpalona ciekawość podniecała go do przewrócenia stronicy i objęcia sekretnym wejrzeniem tego,
co mieszczą karty następujące. Wypatrzył wreszcie chwilę, kiedy Kawka, spacerując, plecami był do
niego zwrócony, naślinił mocno palec i odwrócił cicho grubą kartę. Stał na niej duży tygrys z
ognistymi ślepiami.
— Chy, to ci kot! — krzyknął chłopak zapominając o wszystkim.
— To nie kot. Takie zwierzę nazywa się tygrys — rzekł Paluszkiewicz, nie przerywając swego
mamrotania.
Teraz Jędrek, zaabsorbowany całkowicie, odkładał kartę za kartą aż do zmroku. Wtedy dopiero
Paluszkiewicz wypuścił go z mieszkania obdarzywszy bardzo smacznym ciastkiem. Prosięta istotnie
wlazły w kartofle. Za powrotem do domu mały badacz fauny obcokrajowej wskutek nieścisłego
strzeżenia okazów swojskiej dostał od matki siarczyście po karku. Ani ta kara, ani daleko sroższe, a
spadające z fornalskiej ręki ojca, nie wpłynęły jednak na poprawę obyczajów młodzieńca. Zbiesił się
całkiem. Skoro tylko nadarzyła się chwila, rwał cichaczem do byłego studenta na ciastka, na
wykradanie mu sprzed nosa tytoniu i na oglądanie malowideł. To ostatnie rozwinęło się w nim
niebawem w nałóg iście chłopski, dający się wyrwać z ciała chyba pospołu z duszą.
Kawka sam nie wiedział, kiedy urwisa nauczył doskonale czytać, tak się to stało prędko. Już w
jesieni tegoż roku Jędrek zabazgrywał koślawymi figlasami grube kajety, w długie wieczory zimowe
ciągnął już *ruskie*, a latem następnego roku Paluszkiewicz jął przemyśliwać o umieszczeniu
wychowańca w Progimnazjum Pyrzogłowskim. Kilkuletni pobyt na *kondzie* w rozmaitych
Pajęczynach dał mu sposobność, przy prowadzeniu życia mało co wykwintniejszego od wzorów
zostawionych przez mistrza Diogenesa, zgromadzenia kilkuset rubli. Sam zapadał coraz głębiej i
coraz szybciej na suchotki. Porzucił tedy kondycję, odwiózł ulubieńca do Pyrzogłów, siłą prawie
wydarłszy go rodzicom, którzy płakali za tym dzieckiem jak po zmarłym, oddał do klasy pierwszej, z
góry wypłacił za niego koszta utrzymania na niezbyt drogiej stancji, a sam został w tymże
miasteczku i żył „z kapitału”. Chłopak najadł się cierpień i wstydu niemało, zanim jako tako przystał
do poziomu pyrzogłowskiej kultury. Dzięki korepetycjom opiekuna uczył się wybornie i z pochwałą
przeszedł do klasy drugiej.
A opiekun tymczasem skapiał zupełnie. W maleńkiej izdebce, której okno wychodziło na cuchnące
żydowskie podwórze, defilował z kąta w kąt, ucząc się ciągle i ciągle różnych rzeczy, niezbędnych
mu do szerokiego studiowania psychologii. Podczas drugiego roku więcej zresztą leżał na sienniku,
niż łaził. Wtedy także zaczął przepisywać na czysto dzieło swego życia, rozłożone w ruchomych
kartkach, które zajmowały większą część pokoju. Pewnej nocy jesiennej, nocy wichru i słoty,
spoczął na zawsze przy tej robocie.
W Pyrzogłowach i w ogóle na sąsiadującym z nimi świecie wiedziano jedynie, że był to i umarł taki,
co wcale nie chodził do kościoła. Z pogrzebem były pewne korowody, gdyż księża tamtejsi nie
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional