lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 743

tak zaciekle, iż wycieczka z największym pośpiechem musiała się chronić do twierdzy. Trup
padał przy owych starciach gęsto, fosy i majdany aż do szańców zjeżyły się mogiłami, w
które chowano podczas krótkich zawieszeń broni poległych. Wreszcie i czasu nie stało na
grzebanie, leżały więc ciała na wierzchu, owiewając straszliwym zaduchem miasto i
oblegajÄ…cych.
Mimo największych trudności co dzień przekradali się do obozu królewskiego mieszczanie
donosząc, co się w mieście dzieje, i na kolanach żebrząc o przyśpieszenie szturmu.
Szwedzi bowiem mieli jeszcze dosyć żywności, ale lud umierał z głodu po ulicach, żył w
nędzy, w ucisku, pod straszliwą ręką załogi. Codziennie echa donosiły aż do obozu
królewskiego odgłosy strzałów muszkietowych w mieście i dopiero zbiegowie donosili, że to
rozstrzeliwano mieszczan podejrzanych o życzliwość swemu królowi. Włosy powstawały od
opowiadań zbiegów. Mówili, że cała ludność, chore niewiasty,
nowo narodzone dzieci, starcy, wszyscy nocujÄ… na ulicach, bo Szwedzi powyganiali ich z
domów, w których poprzebijano od muru do muru przejścia, by załoga, w razie wkroczenia
wojsk królewskich do miasta, chronić się i cofać mogła. Na koczowniczą ludność padały
deszcze, w nie pogodne paliło ją słońce, nocami szczypały chłody. Ognia nie wolno było
mieszkańcom palić, nie mieli przy czym łyżki ciepłej strawy uwarzyć. Różne choroby
szerzyły się coraz bardziej i zabierały setki ofiar.
Królowi, gdy słuchał tych opowiadań, pękało serce, więc słał gońców za gońcami, by
przyjście ciężkich dział przyspieszyć. Zaś czas płynął, upływały dnie, tygodnie i prócz
odbijania wycieczek nie można było nic ważniejszego przedsięwziąść. Krzepiła tylko
oblegających myśl, że i załodze musi w końcu zabraknąć żywności, gdyż drogi były tak
poprzecinane, że i mysz nie zdołałaby się dostać do fortecy: Tracił i też oblężeni z
każdym dniem nadzieję odsieczy; owa armia pod Duglasem, stojąca najbliżej, nie tylko nie
mogła pospieszyć z ratunkiem, ale o własnej musiała myśleć skórze, król bowiem Kazimierz,
mając aż nadto sił, zdołał i tamtych przyciszyć.
Poczęto wreszcie, jeszcze przed przyjściem ciężkich kartaunów, ostrzeliwać fortecę z
mniejszych. Pan Grodzicki od strony Wisły, sypiąc przed sobą jak kret ziemne zasłony,
przysunął się o sześć kroków do fosy i zionął nieustannym ogniem na nieszczęsne miasto.
Przepyszny pałac Kazanowskich został zrujnowany i nie żałowano go, bo do zdrajcy
Radziejowskiego należał. Ledwie trzymały się jeszcze porozszczepiane mury, świecące
pustymi oknami; na wspaniałe tarasy i sady padały dzień i noc kule, burząc cudne
fontanny, mostki, altany, marmurowe posągi i płosząc pawie, które żałosnym wrzaskiem
dawały znać o swym nieszczęsnym położeniu.
Pan Grodzicki sypał ogień i na dzwonnicę bernardyńską i na Bramę Krakowską, z tej strony
bowiem postanowił do szturmu przystąpić.
Tymczasem ciurowie obozowi poczęli się prosić, aby im wolno było uderzyć na miasto,
bardzo bowiem pragnęli pierwsi do skarbów szwedzkich się dostać. Król raz odmówił, lecz
wreszcie pozwolił. Kilku znacznych oficerów podjęło się stanąć na czele, a między innymi
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional