szlachetnego Aulusa, czy możesz dać mi jaką o tym wiadomość?
— Nie mogę — rzekł Winicjusz.
— Pytaliście mnie długo o różne rzeczy, szlachetni panowie, i ja odpowiadałem na pytania,
pozwólcie, bym je teraz zadawał. Czy nie widziałeś, cny trybunie, żadnych posążków, żadnych ofiar,
żadnych oznak, żadnych amuletów na Pomponii lub na twej boskiej Ligii? Czy nie widziałeś, aby
kreśliły między sobą jakieś znaki zrozumiałe dla nich tylko?
— Znaki?… Czekaj!… Tak! Widziałem raz, jak Ligia nakreśliła na piasku rybę.
— Rybę? Aa! Ooo! Czy uczyniła to raz, czy kilkakrotnie?
— Raz jeden.
— I jesteś, panie, pewien, że nakreśliła… rybę? Oo!…
— Tak jest! — odrzekł zaciekawiony Winicjusz. — Czy odgadujesz, co to znaczy?
— Czy odgaduję?! — zawołał Chilon.
I skłoniwszy się na znak pożegnania, dodał:
— Niechaj Fortuna rozsypie na was po równie wszystkie dary, dostojni panowie.
— Każ sobie dać płaszcz! — rzekł mu na drogę Petroniusz.
— Ulisses składa ci dzięki za Tersytesa — odpowiedział Grek.
I skłoniwszy się powtórnie wyszedł.
— Cóż powiesz o tym szlachetnym mędrcu? — spytał Winicjusza Petroniusz.
— Powiem, że on odnajdzie Ligię! — zawołał z radością Winicjusz — ale powiem także, że gdyby
istniało państwo łotrów, on mógłby być królem w tym państwie.
— Niewątpliwie. Muszę z tym stoikiem zabrać bliższą znajomość, ale tymczasem każę wykadzić po
nim atrium.
A Chilon Chilonides, okręciwszy się swym nowym płaszczem, podrzucał na dłoni pod jego fałdami
otrzymaną od Winicjusza kieskę i lubował się zarówno jej ciężarem, jak dźwiękiem. Idąc z wolna i
oglądając się, czy z domu Petroniusza za nim nie patrzą, minął portyk Liwii i doszedłszy do rogu
Clivus Virbius skręcił na Suburę.
„Trzeba pójść do Sporusa — mówił sobie — i ulać trochę wina Fortunie. Znalazłem wreszcie,
czegom od dawna szukał. Młody jest, zapalczywy, hojny jak kopalnie Cypru i za tę ligijską
makolągwę gotów by oddać pół mienia. Tak, takiego właśnie szukałem od dawna. Trzeba jednak
być z nim ostrożnym, bo jego zmarszczenie brwi nie zapowiada nic dobrego. Ach! Szczenięta wilcze
panują dziś nad światem!… Mniej bym się bał tego Petroniusza. O, bogowie! Przecz stręczycielstwo
lepiej dziś popłaca niż cnota? Ha! Nakreśliła ci rybę na piasku? Jeśli wiem, co to znaczy, niech się
udławię kawałkiem koziego sera! Ale będę wiedział! Ponieważ jednak ryby żyją pod wodą, a
poszukiwanie pod wodą trudniejsze jest niż na lądzie, ergo: zapłaci mi za tę rybę osobno. Jeszcze
jedna taka kieska, a mógłbym porzucić dziadowskie biesagi i kupić sobie niewolnika… Lecz co byś
powiedział, Chilonie, gdybym ci doradził kupić nie niewolnika, ale niewolnicę?… Znam cię! Wiem, że
się zgodzisz!… Gdyby była piękna, jak na przykład Eunice, sam byś przy niej odmłodniał, a zarazem
miałbyś z niej uczciwy i pewny dochód. Sprzedałem tej biednej Eunice dwie nitki z mego własnego
starego płaszcza… Głupia jest, ale gdyby mi ją Petroniusz darował, to bym ją wziął… Tak, tak,