lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 720

osłaniać. Spiż, poplamiony krwią i mózgiem, połyskiwał złowrogo w promieniach
zachodzącego słońca. Złote blaski odbijały się w zakrzepłej krwi, która tu i owdzie
utworzyła małe jeziorka. Ckliwy jej zapach mieszał się na całym pobojowisku z wonią
prochu, z wyziewami ciał i końskim potem.
Pan Czarniecki powrócił jeszcze przed zachodem słońca z królewskim pułkiem i stanął na
środku majdanu. Wojska powitały go grzmiącym okrzykiem. Co który oddział nadciągnął, to
wiwatował bez końca, on zaś stał w blaskach słonecznych, utrudzon niezmiernie, lecz cały
promienny, z gołą głową, z szablą zwieszoną na temblaku i coraz to odpowiadał wiwatującym
- Nie mnie, mości panowie, nie mnie, lecz imieniowi boskiemu!
Zaś obok niego stał Witowski i Lubomirski, ten ostatni jasny jak samo słońce, bo w
pozłociste blachy przybrany, z twarzą obryzganą krwią, bo okrutnie pracował i sam własną
ręką siekł, ścinał jak prosty żołnierz, lecz już markotny i posępny, gdyż nawet jego
własne pułki krzyczały:
- Vivat Czarniecki, dux et victor!
Zazdrość więc poczęła już nurtować duszę marszałkową.
Tymczasem coraz nowe oddziały waliły ze wszystkich stron na pobojowisko, za każdym zaś
razem nadjeżdżał towarzysz i ciskał panu Czarnieckiemu pod nogi zdobytą chorągiew
nieprzyjacielską. Na ów widok powstawały nowe krzyki, nowe wiwatowania, ciskanie czapek w
górę i palba z bandoletów.
Słońce zachodziło coraz niżej.
Wtem w jedynym kościele, jaki po pożarze w Warce pozostał, zadzwoniono na nieszpór;
natychmiast poodkrywały się wszystkie głowy; ksiądz Piekarski, setny ksiądz, zaintonował:
?Anioł Pański zwiastował Najświętszej Pannie Marii!..." a tysiąc żelaznych piersi
odpowiedziało mu natychmiast potężnymi głosami: ?...i poczęła z Ducha Świętego!..."
Wszystkie oczy podniosły się ku niebu, które zarumieniło się całe zorzą wieczorną, i z
owego krwawego pobojowiska poczęła lecieć ku grającym w górze blaskom przedwieczornym
pieśń pobożna.
Właśnie gdy skończono śpiewać, nadjechała rysią laudańska chorągiew, która się była
najdalej zagnała za nieprzyjacielem. Źołnierze znów poczęli ciskać chorągwie pod nogi
panu Czarnieckiemu, więc on uradował się w sercu, i widząc Wołodyjowskiego, posunął ku
niemu konia.
- A siła wam ich uszło? - spytał.
Pan Wołodyjowski począł tylko głową kręcić na znak, że nie siła uszło, lecz tak był
zziajany, że słowa jednego przemówić nie mógł, jeno w otwartą gębę łapał powietrze raz po
razu, aż mu w piersiach grało. Pokazał wreszcie ręką na usta, że mówić nie może, a pan
Czarniecki zrozumiał i za głowę go tylko ścisnął.
- Ten się spracował! - rzekł - bodaj się tacy na kamieniu rodzili !
Pan Zagłoba zaś prędzej odzyskał oddech i szczękając zębami, tak począł przerywanym
głosem mówić: Dla Boga! Na pot zimny wiater wieje! Parala mnie trzaśnie... Zewleczcie
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional