westchnął, a po chwili milczenia powiedział urażony: - Nie wierzę
ci. Kwiaty są słabe, są naiwne. One zabezpieczają się, jak mogą.
Im się wydaje, że z kolcami są bardzo groźne. Nie
odpowiedziałem. Mówiłem sobie w tej chwili: Jeżeli ten sworzeń
nie puści, wybiję go młotkiem. Mały Książę przerwał moje myśli.
- I ty sądzisz, że kwiaty... - Ale nie, nic nie sądzę. Odpowiedziałem
byle co. Zajmuję się poważnymi sprawami.
Popatrzył na mnie zdumiony. - Poważnymi sprawami? Widział
mnie stojącego z młotkiem w ręku, z palcami czarnymi od smaru,
schylonego nad przedmiotem, który wydawał mu się bardzo
brzydki. - Mówisz jak dorośli. Zawstydziłem się. Ale on dodał
bezlitośnie: - Nie rozumiesz nic. Mieszasz wszystko. Był
naprawdę bardzo rozgniewany. Potrząsał złotymi lokami,
rozsypującymi się na wietrze. - Znam planetę, na której mieszka
pan o czerwonej twarzy. On nigdy nie wąchał kwiatów. Nigdy nie
patrzył na gwiazdy. Nigdy nikogo nie kochał. Niczego w życiu nie
robił poza rachunkami. I cały dzień powtarza tak jak ty: Jestem
człowiekiem poważnym, jestem człowiekiem poważnym.
Nadyma się dumą. Ale to nie jest człowiek, to jest grzyb. - Co? -
Grzyb! Mały Książę był blady ze złości. - Od milionów lat kwiaty
mają kolce. Mimo to od milionów lat baranki jedzą kwiaty. A czy
nie wydaje ci się godne wyjaśnienia, dlaczego kwiaty zadają sobie
tyle trudu dla wytworzenia kolców, które nie służą do niczego?
Czy wojna między kwiatami a barankami nie jest rzeczą
poważną? Czy to nie jest ważniejsze niż rachunki grubego,
czerwonego pana? Jeżeli ja znam jedyny kwiat, który nigdzie
poza moją planetą nie istnieje, i jeżeli mały baranek może go
któregoś ranka zniszczyć za jednym zamachem, nie zdając sobie
sprawy z tego, co czyni, czyż nie ma to żadnego znaczenia?
Poczerwieniał. Po chwili mówił dalej: - Jeśli ktoś kocha kwiat,
który jest jedyny na milionach i milionach planet, tomu wystarcza
do szczęścia patrzenie na gwiazdy i mówi sobie: Gdzieś tam jest
mój kwiat:. Lecz jeśli baranek zje kwiat, to tak jakby wszystkie
gwiazdy zgasły. I to nie jest ważne? Nie mógł mówić dłużej.
Wybuchnął płaczem. Noc zapadła. Porzuciłem moje narzędzia.
Kpiłem sobie z młotka, ze sworznia, z wody i ze śmierci. Na
jednej gwieździe, na planecie, na mojej Ziemi był Mały Książę,
którego musiałem pocieszyć. Wziąłem go na ręce i ukołysałem.
Powiedziałem: - Kwiatowi, który kochasz, nie grozi