lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 673

będzie, to będzie; jeśli nie zdoła wzburzonych fal przepłynąć, to przynajmniej prąd go
wraz z koniem daleko uniesie, a tam już jakiś ratunek bracia dla niego obmyślą.
Skoczył więc jak piorun ku małemu rycerzowi, a mały rycerz ku niemu. Chciał Szwed w
przelocie wbić swój rapier aż po gardę pod pachę przeciwnika, lecz zaraz poznał, że sam
mistrzem będąc na mistrza również trafić musiał, bo szpada tylko ześliznęła się wzdłuż
ostrza polskiej szabli, tylko zachwiała mu się jakoś dziwnie w ręku, jak gdyby mu nagle
ramię zdrętwiało; ledwie się zdołał zastawić od ciosu, który mu rycerz następnie zadał;
na szczęście, w tej chwili rozniosły ich konie we dwie przeciwne strony.
Zatoczyli tedy obaj kołem i zwrócili się jednocześnie, lecz wolniej jechali już na
siebie, pragnąc więcej na spotkanie mieć czasu i choć kilkakroć żelazo skrzyżować.
Kanneberg zebrał się teraz w sobie, tak iż uczynił się podobny do ptaka, któremu dziób
tylko potężny z nastroszonych piór wystaje. Znałon jedno niezawodne pchnięcie, w którym
pewien Florentczyk go wyćwiczył, straszne, bo zwodnicze i niemal nieodbite, polegające na
tym, że ostrze, skierowane niby w piersi, mijając bokiem zastawę przeszywało gardło i
wychodziło aż tyłem karku. Tego pchnięcia postanowił teraz użyć.
I pewien swego, zbliżał się hamując coraz bardziej konia, a pan Wołodyjowski (on to był
bowiem) nadjeżdżał ku niemu w drobnych skokach. Przez chwilę myślał, żeby białogrodzkim
sposobem zniknąć nagle pod koniem, lecz że z jednym tylko mężem, i to na oczach obu wojsk
miał się spotkać, więc choć zrozumiał, iż czeka go jakiś cios niespodziewany, wstyd mu
było po tatarsku, nie po rycersku się bronić.
"Chcesz mnie, jako czapla sokoła, sztychem nadziać - pomyślał sobie-ale ja cię owym
wiatraczkiem zażyję, który w Łubniach jeszcze wykoncypowałem."
I ta myśl wydała mu się na razie najlepszą, więc wyprostował się w kulbace, podniósł
szabelkę i puścił ją w ruch podobny do ruchu śmig wiatraka, lecz tak szybki, iż powietrze
poczęło świstać przeraźliwie.
A że zachodzące słońce grało mu na szabli, więc otoczyła go jakoby tarcza świetlana,
migotliwa, on zaś uderzył ostrogami bachmata i runął na Kanneberga.
Kanneberg skurczył się jeszcze bardziej i prawie przywarł do konia, w mgnieniu oka
związał rapier z szablą, nagle wysunął głowę jak wąż i pchnął okropnie.
Lecz w tej chwili zaszumiał straszliwy młyniec, rapier targnął się Szwedowi w ręku,
ostrze uderzyło w pustą przestrzeń, natomiast wygięty koniec szabli małego rycerza spadł
z piorunową szybkością na twarz Kanneberga, przeciął mu część nosa, usta, brodę, spadł na
obojczyk, strzaskał go i zatrzymał się dopiero na idącym przez ramię pendencie.
Rapier wysunął się z rąk nieszczęsnego i noc objęła mu głowę, lecz nim spadł z konia, pan
Wołodyjowski puścił szablę na sznurek i chwycił go za ramiona.
Zawrzaśli jednym wrzaskiem z drugiego brzegu Szwedzi, pan Zagłoba zaś przyskoczył do
małego rycerza i rzekł:
- Panie Michale, wiedziałem, że tak będzie, alem był gotów cię pomścić!
Mistrz to był -odpowiedział Wołodyjowski. - Bierz waść konia za uzdę, bo zacny!
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional