lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 672

I jako gdy wilcy zmogą konia, on żyje jeszcze i leżąc na grzbiecie, broni się
rozpaczliwie kopytami, a one pokryją go całkiem i drą zeń żywe kawały mięsa - tak owe
wozy i piechurowie pokryci zostali zupełnie kłębiącą się masą koni i jeźdźców. Jeno
krzyki straszne podnosiły się z tego wiru i dolatywały uszu Szwedów stojących na drugim
brzegu.
A tymczasem jeszcze bliżej brzegu docinano reszty Kannebergowych rajtarów. Cała armia
szwedzka wyległa jak jeden mąż na wysoki brzeg Sanu. Piechota, jazda, artyleria
pomieszały się ze sobą - i patrzyli wszyscy, jakoby w dawnym cyrku rzymskim na widowisko,
jeno patrzyli ze ściśniętymi ustami, z rozpaczą w piersi, w przerażeniu, w poczuciu
bezsilności. Chwilami z piersi tych mimowolnych widzów wyrywał się krzyk straszny.
Chwilami rozlegał się płacz powszechny; to znów zapadała cisza i słychać było tylko
sapanie rozwścieczonych żołnierzy. Bo przecie ten tysiąc ludzi, który wyprowadził
Kanneberg, stanowił czoło i dumę całej armii szwedzkiej ; sami to byli weterani okryci
sławą w Bóg wie ilu ziemiach i w Bóg wie ilu bitwach! A teraz oto biegali jak błędne
stado owiec po obszernym przeciwległym błoniu, ginąc jak owce pod nożem rzeźniczym. Więc
nie była to już bitwa, ale łowy. Straszni jeźdźcy polscy kręcili się jak zawierucha po
bojowisku, krzycząc różnymi głosami i przebiegając rajtarom. Czasem za jednym pędziło
kilku lub kilkunastu, czasem pojedynczy za pojedynczym. Niekiedy dognany Szwed pochylał
się jeno na kulbace, by cios nieprzyjacielowi ułatwić, niekiedy przyjmował bitwę, lecz
ginął najczęściej, bo na białą broń szwedzcy żołnierze nie mogli się mierzyć z wyćwiczoną
we wszelakich fechtach szlachtÄ… polskÄ….
Lecz najokropniej srożył się między Polakami mały rycerzyk, siedzący na bułanym a ścigłym
i zwrotnym jak sokół koniu. Zauważyło go wreszcie całe wojsko, bo kogo on pogonił, kto
się z nim spotkał, ginął nie wiadomo jak i kiedy, tak małymi, tak nieznacznymi ruchami
miecza strącał najtęższych rajtarów na ziemię. Na koniec dostrzegł samego Kanneberga,
którego kilkunastu towarzystwa goniło, więc krzyknął na nich, rozkazem pogoń powstrzymał
i sam na niego uderzył.
Szwedzi z drugiego brzegu wstrzymali dech w piersiach. Sam król się tuż do brzegu
przysunął i patrzył z bijącym sercem, miotany jednocześnie trwogą i nadzieją, bo
Kanneberg, jako pan wielki i królewski krewny, od dzieciństwa ćwiczony we wszelkiego
rodzaju fechtach przez mistrzów włoskich, w walce na biały oręż nie miał równego sobie w
armii szwedzkiej. Wszystkie więc oczy były teraz w niego utkwione, zaledwie śmiały
oddychać otwarte usta, on zaś widząc, że pogoń gromadna ustała, i chcąc po straceniu
wojska sławę swą w oczach królewskich ratować, rzekł do swej duszy ponurej :
"Biada mi, jeśli wojsko wprzód wytraciwszy, krwią własną teraz hańby nie przypieczętuję
lub jeśli życia nie okupię, tego strasznego męża obaliwszy. Inaczej, choćby mnie dłoń
Boga na tamtą stronę przeniosła, żadnemu Szwedowi w oczy spojrzeć bym nie śmiał!"
To rzekłszy zwrócił konia i skoczył ku żółtemu rycerzowi.
Źe zaś ci jeźdźcy, którzy mu przebiegali od rzeki, usunęli się teraz, miał więc Kanneberg
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional