lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 68

Uczynił się ruch; mały oddział ruszył truchtem ku bagnom pod Józwą Beznogim.
Tymczasem nadjechało kilkunastu Butrymów rozesłanych poprzednio do innej szlachty.
- Gościewiczów nie widać? - pytał pan Wołodyjowski.
- A! to wasza mość pan pułkownik!... Chwała Bogu! - zawołali nowo przybyli. - Gościewicze
idą już... słychać ich przez las. Wasza mość wie, że do Lubicza ją porwał?
- Wiem. Niedaleko z niÄ… zajedzie.
Rzeczywiście Kmicic nie obliczył jednego niebezpieczeństwa swej zuchwałej wyprawy; oto
nie wiedział, że znaczne siły szlachty przybyły właśnie do domów. Sądził, że zaścianki są
puste, jak było za czasów jego pierwszego pobytu w Lubiczu; tymczasem teraz, licząc z
Gościewiczami, bez Stakjanów, którzy nie mogli przybyć na czas, pan Wołodyjowski mógł
wyprowadzić przeciw niemu około trzystu szabel - i to ludzi przywykłych do boju i
wyćwiczonych.
Jakoż coraz więcej szlachty nadciągało do Wołmontowicz. Przyszli wreszcie i Gościewicze,
za którymi się dotąd oglądano Pan Wołodyjowski sprawił oddział i aż mu serce rosło na
widok wprawy i łatwości, z jaką stanęli w ordynku. Na pierwszy rzut oka poznać było
można, że to żołnierze, nie zwyczajna niesforna szlachta. Pan Wołodyjowski ucieszył się
jeszcze i dlatego, bo sobie pomyślał, że wkrótce dalej ją poprowadzi.
Poszli tedy rysią ku Lubiczowi owym borem, przez który Kmicic dawniej codziennie
przelatywał. Było już dobrze po północy. Księżyc wypłynął wreszcie na niebo i oświecił
las, drogę i ciągnących wojowników, rozłamał blade promienie na ostrzach pik, odbijał się
w szablach błyszczących. Szlachta gwarzyła z cicha o nadzwyczajnym zdarzeniu, które ich
wyrwało z pościeli.
- Chodzili tu rozmaici ludzie - mówił jeden z Domaszewiczów.-Myśleliśmy, że to zbiegowie,
a to pewnie byli jego szpiegi.
- A jakże. Co dzień też obce dziady zachodziły do Wodoktów niby po jałmużnę -odrzekł
drugi.
- A co to za żołnierz przy Kmicicu?
- Czeladź z Wodoktów mówią, że Kozacy. Pewnie się Kmicic z Chowańskim albo z Zołtareńką
zwąchał. Dotąd był zbójem, teraz zdrajca to już oczywisty.
- Jakżeby to on mógł Kozaków aż tu przyprowadzić?
- Z tak wielką watahą niełatwo się przemknąć. Toć pierwsza lepsza nasza chorągiew byłaby
go zatrzymała po drodze.
- Po pierwsze, mógł lasami iść, a po drugie, małoż to panów z dworskimi Kozakami się
uwija? Kto ich tam odróżni od nieprzyjaciół! jeśli ich pytano, to się nadwornymi semenami
powiadali. -Będzie on się bronił - mówił jeden z Gościewiczów - bo człek jest mężny i
rezolutny, ale nasz pułkownik da sobie z nim rady.
- Butrymowie też sobie zaprzysięgli, że choćby mieli jeden na drugim paść, już on im nie
ujdzie stąd żywy. Oni na niego najzawziętsi.
- Ba ! a jak go usieczem, to na kim będą swoich krzywd dochodzić? Lepiej by było żywcem
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional