lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 59

na pewno drukował duże artykuły z zakresu jakiejś socjologii. Dziś, gdy z pana Sztettera nie ma w
gimnazjum klerykowskim ani dymu, ani popiołu, możemy na tym miejscu, nie szkodząc mu,
wspomnieć o drugiej jego tajemnicy. Przez długi szereg lat tłumaczył przecudnym, niepokalanym
wierszem poezje ulubionego melancholika Shelleya i miał zamiar wydać ów przekład bezimiennie.
Widocznie jednak ubezwładniła natchnienie Grammatika polskawo jazyka, bo przekład nie ukazuje
się w druku…
Jeżeli Sztetter nie cieszył się w klasie pierwszej poważaniem, za to nauczyciel arytmetyki, pan
Nogacki, miał go nadmiar. Był to urzędnik surowy, nauczający dobrze, profesor zimny, sumienny i
sprawiedliwy. Nikt nie wiedział, co on myśli, a nikomu do głowy nie przychodziło mniemanie, że on
co czuje. Prawdopodobnie pan Nogacki nie myślał nic nadzwyczajnego, aczkolwiek matematyka
jest „jako góra winnym krzewem” itd. Jeżeliby przyrównać system szkoły rosyjskiej w Klerykowie
do maszyny, to profesora Nogackiego trzeba by nazwać jednym z najgłówniejszych jej kół
zębatych. Ani mu się śniło rusyfikować kogokolwiek, oburzyłby się prawdopodobnie, gdyby go kto
nazwał złym Polakiem, a jednak… Po upływie dziesiątka lat, kiedy z forsownego wysiłku najbardziej
utalentowanych rusyfikatorów nie zostało w głowie byłego ucznia klerykowskiego jednej szczypty
czegokolwiek, co by za rosyjskie uchodzić mogło, to na pytanie, zadane znienacka, ile jest pięć razy
osiem — tenże uczeń nie odpowie we własnej myśli: — czterdzieści, lecz sorok. Było coś w
wykładzie pana Nogackiego, co zmuszało chłopców do myślenia po rosyjsku. Wymagał szybkiej,
natychmiastowej, piorunującej kombinacji, prędkich odpowiedzi, sprężystych a ukutych przezeń
frazesów, formuł mówienia, którymi się lubował i które wdrażał, wtłaczał, wciskał w umysły i w
pamięć jemu tylko znanymi środkami moralnego postrachu. Miał swój własny stalowy system,
dopasowany do szkolnego, i przeprowadzał go z konsekwencją niezmordowaną. Gdyby go kto był
zapytał, na co mu to wszystko jest potrzebne — z pewnością wytrzeszczyłby oczy i nie umiał
odpowiedzieć.
Marcinek stale mieszkał na stancji pani Przepiórkowskiej, uczęszczając do klasy drugiej i trzeciej.
Postępy w naukach czynił jakie takie, ale nienadzwyczajne.
Dopiero w drugim półroczu za pobytu w klasie trzeciej wziął się szczerzej do nauki. Wpłynęły na to
rozmaite okoliczności.
Na wiosnę, kiedy drzewa w starym parku za kanałem okryły się liśćmi, pensjonarze pani
Przepiórkowskiej udawali się tam w sekrecie przed korepetytorem i ukryci w gęstwinie strzelali z
pistoletu.
Ta stara broń, prawdopodobnie zabytek archeologiczny, była przywieziona z domu przez
dardanelskiego Szwarca. Posiadała niezmierny kurek, lufę cokolwiek pękniętą i starą rzeźbioną
kolbę.
Prochu dostawali za grube pieniądze bracia Daleszowscy, podówczas już drugoletni czwartoklasiści,
od jakiegoś feldfebla z rezerwy konsystującej w mieście; kapiszony i śrut kupowano z funduszów
składkowych.
Każdy z Daleszowskich strzelał codziennie po razu, Szwarc i Borowicz na przemiany. Strzały te były
głuche, tępo rozlegały się między murami i nikt na nie uwagi nie zwracał. Stowarzyszeni dali sobie
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional