Marcinek uszczęśliwiony tak paradnym widowiskiem wyszedł z kryjówki i zatykając sobie usta
rękami, żeby nie parsknąć śmiechem, szedł krok w krok za prefektem.
Gdy ksiądz Wargulski sprowadził inspektora na sam dół — otworzył drzwi i silnie wypchnął go na
korytarz. Inspektor uderzył się wyciągniętymi rękami o przeciwległą ścianę, potem stanął, poprawił
na sobie futerko, namyślił się i ruszył na dół po schodach.
Tymczasem ksiądz wyjrzawszy na korytarz i obaczywszy, że nikt tej sceny nie spostrzegł, zawrócił
się, postawił wielki krok w ciemności i utknął na Marcinku. Z niepokojem otwarł zaraz drzwi i
pociągnął malca do światła.
Borowicz zadarł głowę z rozpaczliwą odwagą, pewny, że teraz nic go już nie uratuje, że wypędzą go
z gimnazjum na cztery wiatry albo mu zerżną skórę na kwaśne jabłko.
— Co tu robisz, błaźnie jeden? — zawołał prefekt.
— Nic nie robię, proszę księdza.
— Dlaczego nie siedzisz na chórze?
— Musiałem wyjść na dwór, proszę księdza… — zełgał na poczekaniu.
Ksiądz chrząknął, zakaszlał i spytał go cicho:
— Widziałeś?
— Widziałem! — rzekł Marcin z determinacją, choć nie wiedział, czy to dobrze, czy źle.
— Słuchajże, ty ośle, jeżeli mi piśniesz jedno słowo o tym, coś tu widział, to ja ci sprawię! Będziesz
gadał?
— Nie będę gadał, proszę księdza.
— Ani matce nie będziesz gadał?
— Ani matce nie będę gadał. Ja nie mam matki.
— Wszystko jedno! Ani ojcu?
— Ani ojcu.
— Ani żadnemu koledze, nikomu a nikomu?
— Ani żadnemu, ani nikomu.
— No, pamiętaj se, ośle zatracony!
VIII
Gospodarzem klasy pierwszej oddziału A był pan Rudolf Leim, nauczyciel łaciny w klasach niższych.
Należał on do grupy starszych profesorów i weteranów szkoły. Pochodził z rodziny niemieckiej,
która dawno przywędrowała do kraju i na poły się spolszczyła. Profesor Leim skończył onego czasu
nauki uniwersyteckie w Lipsku i od niepamiętnych czasów wykładał w szkołach jeszcze
wojewódzkich historię powszechną, języki starożytne i niemiecki. Z usposobienia i fachu niejako był
zajadłym, zakamieniałym historykiem. Przez całe życie układał jakieś niesłychanie szczegółowe i
dowcipne tablice synchronistyczne. Po zamianie szkół wojewódzkich w Klerykowie na gimnazjum
rosyjskie Leim utrzymał się na posadzie, ale zepchnięty został do ostatnich szeregów. Po rosyjsku
źle mówił, wykład historii powszechnej (a właściwie „rosyjskiej w związku z powszechną”) mógł być
prowadzony tylko przez Rosjanina, więc Leim z najcelniejszego ongi nauczyciela zjechał do klasy
pierwszej. Z łaski dawano mu jeszcze gospodarstwo w jakiejś paralelce, co nabawiało go mnóstwa