Oto pod samymi drzwiami klęczał prefekt ks. Wargulski.
Z okienka padała na jego głowę i płaszcz granatowy z dużym kołnierzem biała plama i dozwalała
widzieć całe podługowate czoło i twarz surową.
Prefekt miał oczy zamknięte, ręce złożone i gorąco się modlił. Wargi jego poruszały się z wolna, a
głowa czasami drgała niespokojnie.
Marcinek stał bez ruchu, nie śmiejąc oddychać z przerażenia.
Ksiądz był surowy i trzymał całą szkołę w trwodze panicznej.
Powoli Borowicz zaczął cofać się, trafił na framugę okienka, wlazł w nią, przytulił się do muru i nie
spuszczając oka z głowy księdza, drżał na całym ciele.
Tymczasem gdzieś nisko rozlegał się głos kanonika śpiewającego modlitwy za cara:
Panie, zachowaj imperatora i króla naszego Aleksandra…
Niech będzie pokój w mocy Twojej…
Z chóru odpowiadano na te modlitwy. Później nastąpiła krótka przerwa, w ciszy rozległa się
przygrywka do hymnu carskiego i dał się słyszeć czysty i równy śpiew młodzieży.
Zaledwie przebrzmiała pierwsza strofa pieśni, kiedy dolne drzwi schodów otwarły się, Marcina
przejął zimny ciąg powietrza i dały się słyszeć kroki osoby biegnącej na górę.
Marcinek skurczył się i czekał. Włosy zjeżyły mu się na głowie, kiedy tuż obok niego przesunął się —
inspektor gimnazjum.
Potentat gimnazjalny przebył schody i zdążając do drzwi chóru, wlazł w ciemnym przejściu na
klęczącego prefekta.
— Kto to idzie? — zapytał ksiądz.
— Ach, eto wy, otiec… — rzekł inspektor. — Kazałem wyraźnie, żeby hymn po nabożeństwie
śpiewano w języku rosyjskim. Zalecałem to dwa razy nauczycielowi śpiewu…
— Nauczyciel śpiewu wcale nie jest temu winien — rzekł ksiądz ze spokojem, chowając w zanadrze
swą książeczkę do nabożeństwa.
— Więc któż zawinił?
— Ja!
— Co takiego? — głośniej zawołał inspektor. — Kazałem śpiewać…
— Panie inspektorze — rzekł ksiądz spokojnie i z zimną uprzejmością — uczniowie będą śpiewali
tutaj, w kościele, hymn po polsku, i to nie tylko dziś, ale zawsze.
— Co takiego? — krzyknął Rosjanin. — Tak będą śpiewali, jak rozkazałem! Ja tu nie zniosę żadnych
jezuickich fanaberii. A toż co nowego? Proszę mi wskazać drzwi na ten wasz chór…
— Mogę panu inspektorowi wskazać jedne tylko drzwi… na dole… — powiedział ksiądz kładąc
ogromną dłoń swoją na klamce.
Właśnie potężnie brzmiała druga strofa hymnu: Wrogów zamiary złam,Władco wspaniały,Panuj na
sławę nam… kiedy Marcinek spostrzegł, że ręka księdza Wargulskiego z klamki przeniosła się na
ramię przybysza, inspektor rzucił się do drzwi i szarpnął księdza. Wtedy prefekt jednym ruchem
drugiej ręki odwrócił inspektora i trzymając go mocno prawicą za futrzany kołnierz, począł znosić tę
dużą osobę ze schodów, inspektor szarpał się i krzyczał donośnie, ale cały ten hałas ginął w huku