Winicjusza. Wówczas cezar, który nie lubi zajmować się cudzymi sprawami, może nawet nie zechce
pomagać Winicjuszowi w pościgu, a w każdym razie nie będzie zbrodni obrażonego majestatu.
Lecz Ligia tak właśnie myślała. Aulusowie nie będą nawet wiedzieli, gdzie ona jest, nawet
Pomponia. Ucieknie jednak nie z domu Winicjusza, tylko z drogi. On oświadczył jej po pijanemu, iż
wieczorem przyśle po nią swych niewolników. Mówił pewno prawdę, której nie byłby wyznał,
gdyby był trzeźwym. Widocznie on sam lub może obaj z Petroniuszcm widzieli przed ucztą cezara i
wymogli na nim obietnicę, że ją nazajutrz wieczorem wyda. A jeśliby dziś zapomnieli, to przyślą po
nią jutro. Ale Ursus ją uratuje. Przyjdzie, wyniesie ją z lektyki, jak wyniósł z triclinium, i pójdą w
świat. Ursusowi nie potrafi się oprzeć nikt. Jemu nie oparłby się nawet ów straszny zapaśnik, który
wczoraj zmagał się w triclinium. Ale że Winicjusz może przysłać bardzo dużo niewolników, więc
Ursus pójdzie zaraz do biskupa Linusa o radę i pomoc. Biskup ulituje się nad nią, nie zostawi jej w
rękach Winicjusza i każe chrześcijanom iść z Ursusem na jej ratunek. Odbiją ją i uprowadzą, a potem
Ursus potrafi ją wywieść z miasta i ukryć gdzieś przed mocą rzymską.
I twarz jej poczęła się powlekać rumieńcem i śmiać. Otucha wstąpiła w nią na nowo, tak jakby
nadzieja ratunku zmieniła się już w rzeczywistość. Nagle rzuciła się na szyję Akte i przyłożywszy swe
śliczne usta do jej policzka, poczęła szeptać:
— Ty nas nie zdradzisz, Akte, nieprawda?
— Na cień matki mojej — odpowiedziała wyzwolenica — nie zdradzę was i proś tylko swego Boga,
by Ursus potrafił cię odebrać.
Ale niebieskie, dziecinne oczy olbrzyma świeciły szczęściem. Oto nie potrafił nic wymyśleć, choć
łamał swą biedną głowę, ale taką rzecz to on potrafi. I czy w dzień, czy w nocy, wszystko mu
jedno!… Pójdzie do biskupa, bo biskup w niebie czyta, co trzeba, a czego nie trzeba. Ale chrześcijan
to by i tak potrafił zebrać. Małoż to on ma znajomych i niewolników, i gladiatorów, i wolnych ludzi, i
na Suburze, i za mostami. Zebrałby ich tysiąc i dwa. I odbije swoją panią, a wyprowadzić ją z miasta
także potrafi, i pójść z nią potrafi. Pójdą choćby na koniec świata, choćby tam, skąd są, gdzie i nie
słyszał nikt o Rzymie.
Tu począł wpatrywać się przed siebie, jakby chciał dojrzeć jakieś rzeczy przeszłe i niezmiernie
odległe, po czym jął mówić:
— Do boru? Hej, jaki bór, jaki bór!…
Lecz po chwili otrząsnął się z widzeń.
Ot, pójdzie zaraz do biskupa, a wieczorem będzie już w jakie sto głów czatował na lektykę. I niechby
ją prowadzili nie tylko niewolnicy, ale nawet pretorianie! Już tam lepiej nikomu nie podsuwać się
pod jego pięści, choćby w żelaznej zbroi… Bo czy to żelazo takie mocne! Jak godnie stuknąć w
żelazo, to i głowa pod nim nie wytrzyma.
Lecz Ligia z wielką, a zarazem dziecinną powagą podniosła palec w górę:
— Ursusie! „Nie zabijaj!” — rzekła.
Lig założył swą podobną do maczugi rękę na tył głowy i począł mrucząc pocierać kark z wielkim
zakłopotaniem. On przecie musi ją odebrać… „swoje światło”… Sama powiedziała, że teraz jego
kolej… Będzie się starał, ile będzie mógł. Ale jakby się zdarzyło niechcący?… Przecie musi ją