lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 458

czasu do czasu kosturem żołnierzom. Ci, mając ją za czarownicę, uczuli strach, aby im
złego nie przyczyniła, zwłaszcza gdy spostrzegli, że kule się jej nie imają.
Dwa całe dni zeszło na próżnej strzelaninie. Rzucano na dachy sznury okrętowe, nasycone
smołą, bardzo gęsto, które leciały na kształt wężów ognistych. Lecz straż, urządzona
wzorowo, zapobiegała na czas niebezpieczeństwu. Aż przyszła noc tak ciemna, że mimo
ognisk, beczek ze smołą i ogniowych dział księdza Lassoty, oblężeni nie mogli nic widzieć.
Tymczasem między Szwedami panował jakiś ruch niezwyczajny. Słychać było skrzyp kół, gwar
głosów ludzkich, czasem rżenie koni i rozmaite inne hałasy. Źołnierze na murach
odgadywali Å‚atwo, co siÄ™ dzieje.
- Działa nadeszły, nie może inaczej być! - mówili jedni.
- I szańce sypią, a tu ćma taka, że palców u własnej ręki nie dojrzysz.
Starszyzna obradowała nad wycieczką, którą pan Czarniecki doradzał, lecz miecznik
sieradzki oponował, twierdząc słusznie, że przy tak ważnej robocie musiał się
nieprzyjaciel dostatecznie ubezpieczyć i pewnie piechotę trzyma w pogotowiu. Dawano więc
tylko ognia w stronę północną i południową, skąd największy gwar dochodził. Skutku w
ciemności nie można było rozpoznać.
Na koniec ukazał się dzień i pierwsze jego blaski odkryły robotę szwedzką. Z północy i z
południa stanęły szańce, nad którymi kilka tysięcy ludzi pracowało. Sterczały one tak
wysoko, iż oblężonym zdało się, że szczyty ich leżą na równej linii z murami. Między
regularnymi wycięciami wierzchołków widać było olbrzymie paszcze dział i stojących tuż za
nimi żołnierzy, podobnych z dala do roju żółtych ós.
W kościele nie skończyło się jeszcze poranne nabożeństwo, gdy huk niezwyczajny wstrząsnął
powietrzem, szyby zadrżały, niektóre od samego wstrząśnięcia wypadły z opraw, rozbijając
się z przeraźliwym dźwiękiem na kamiennej posadzce, a cały kościół wypełnił się kurzawą
powstałą z opadłego tynku.
Olbrzymie kolubryny przemówiły.
Rozpoczął się straszliwy ogień, jakiego jeszcze nie doznali oblężeni. Po skończonym
nabożeństwie wypadli wszyscy na mury i dachy. Poprzednie szturmy wydały się tylko
niewinną igraszką przy tym straszliwym rozpasaniu się ognia i żelaza.
Mniejsze działa grzmiały do wtóru burzącym. Leciały olbrzymie faskule, granaty, pęki
szmat przesyconych smołą, pochodnie, sznury ogniste. Dwudziestosześciofuntowe pociski
odrywały blanki murów, uderzały w ściany, jedne grzęzły w nich, drugie wybijały dziury
olbrzymie odrywając tynk, glinowanie i cegły. Mury otaczające klasztor poczęły się tu i
owdzie rysować i rozszczepiać, a bite ciągle, bite bez przestanku coraz nowymi pociskami
groziły ruiną. Budynki klasztorne zasypywano ogniem.
Grający na wieży czuli chwianie się jej. Kościół dygotał od ustawicznych wstrząśnień; w
niektórych ołtarzach świece wypadły z lichtarzy.
Woda wylewana w niezmiernych ilościach na wszczynające się pożary, na rozpłomienione
pochodnie, sznury i kule ogniste utworzyła w połączeniu się z dymem i kurzawą kłęby pary
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional