lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 456

zamknięci, nie wiecie, co się dzieje w całym kraju, jaki powstał ucisk, jakie gwałty,
mordowanie księży, profanowanie świętości, wzgardzenie wszelkim prawem. Wszystko wam
obiecują, niczego nie dotrzymają. Całe królestwo wydane zostało na łup rozpuście
żołnierza. Nawet ci, którzy jeszcze ze Szwedem trzymają, krzywd uniknąć nie mogą... Oto
kara boża na zdrajców za niedotrzymanie wiary królowi. Zwlekajcie!... Ja, jako mnie tu
widzicie, jeśli jeno żyw będę, jeżeli zdołam się Millerowi wykręcić, zaraz na Śląsk do
naszego pana ruszam. Tam mu do nóg padnę i powiem: ?Miłościwy królu! Ratuj Częstochowę i
najwierniejszych sług swoich! ? Ale wy się trzymajcie, ojcowie najmilsi, bo na was
zbawienie całej Rzeczypospolitej spoczywa.
Tu zadrżał głos panu Śladkowskiemu i łzy pokazały mu się na rzęsach, po czym tak mówił
dalej:
- Będziecie mieli jeszcze ciężkie chwile: idą działa burzące z Krakowa, które dwieście
piechoty prowadzi... Jedna szczególniej sroga kolubryna... Nastąpią szturmy okrutne...
Ale to będą ostatnie wysiłki... Wytrzymajcie to jeszcze, bo już zbawienie idzie ku wam.
Na te rany boskie, czerwone, przyjdzie król, hetmani, wojsko, cała Rzeczpospolita... na
ratunek swojej Patronce... Ot, co wam powiadam... ratunek, zbawienie, sława... już,
już... niedługo!
Tu rozpłakał się szlachcic poczciwy i stało się powszechne szlochanie.
Ach! tej znużonej garstce obrońców, tej garstce sług wiernych a pokornych należała się
już lepsza wieść i jakowaś pociecha z kraju!
Ksiądz Kordecki powstał ze swojego miejsca, zbliżył się do pana Śladkowskiego i rozłożył
szeroko ramiona.
Śladkowski rzucił się w nie i długo obejmowali się wzajem ; inni idąc za ich przykładem
poczęli padać sobie w ramiona a ściskać się i całować, a winszować sobie, jakoby Szwed
już odstąpił. Na koniec ksiądz Kordecki rzekł:
- Do kaplicy, bracia moi, do kaplicy!
I poszedł pierwszy, a za nim inni. Pozapalano wszystkie świece, bo już mroczyło się na
dworze, i rozsunięto firanki cudownego obrazu, od którego słodkie a rzęsiste blaski
rozsypały się zaraz naokoło. Ksiądz Kordecki klęknął na stopniach, dalej zakonnicy,
szlachta i lud prosty; nadeszły także niewiasty z dziećmi. Wybladłe z umęczenia twarze i
zapłakane oczy wznosiły się ku obrazowi; ale spoza łez promienił się już na wszystkich
uśmiech szczęścia. Przez chwilę trwało milczenie, na koniec ksiądz Kordecki zaczął:
- ?Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko..."
Dalsze słowa uwięzły mu w ustach; umęczenie, dawne cierpienia, tajone niepokoje wraz z
radosną nadzieja ratunku wezbrały w nim jak fala ogromna; więc łkanie wstrząsnęło mu
piersi i ten mąż, który losy całego kraju dźwigał na swych ramionach, pochylił się jak
słabe dziecko, padł na twarz i z płaczem niezmiernym zdołał tylko zawołać:
- O Mario! Mario! Mario!
Płakali z nim razem wszyscy, a obraz z góry siał blaski przejasne...
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional