lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 44

Kmicic nie mógł mieć innych. Po pobiciu hetmana wielkiego nieprzyjaciel zalał cały kraj.
Resztki wojsk regularnych litewskiego komputu cofnęły się na pewien czas do Birż i
Kiejdan, aby tam przyjść do sprawy. Szlachta smoleńska, witebska, połocka, mścisławska i
mińska albo pociągnęła za wojskiem, albo chroniła się w województwach jeszcze nie
zajętych. Ludzie śmielszego ducha między szlachtą zbierali się do Grodna, do pana
podskarbiego Gosiewskiego, tam bowiem naznaczały punkt zborny uniwersały królewskie
zwołujące pospolite ruszenie. Niestety! mało było takich, którzy usłuchali uniwersałów,
ci zaś nawet, co poszli za głosem obowiązku, ściągali się tak opieszale, że tymczasem
naprawdę nikt oporu nie dawał prócz pana Kmicica, któren czynił to na własną rękę,
pobudzany więcej fantazją rycerską niż patriotyzmem. Łatwo jednak zrozumieć, że w braku
wojsk regularnych i szlachty - brał ludzi, jakich mógł znaleźć, więc takich, których
obowiązek do hetmanów nie ciągnął i którzy nie mieli nic do stracenia. Nagarnęło się tedy
do niego zawalidrogów bez dachu i domu, ludzi niskiego stanu, zbiegłej z wojska czeladzi,
zdziczałych borowych, pachołków miejskich lub łotrzyków prawem ściganych. Ci pod
chorągwią spodziewali się znaleźć ochronę, a przy tym łupami się pożywić. W żelaznych
rękach Kmicicowych zmienili się oni w śmiałych żołnierzy, śmiałych aż do szaleństwa, i
gdyby sam Kmicic był statecznym człowiekiem, mogli byli znaczne Rzeczypospolitej oddać
przysługi. Ale Kmicic był sam swawolnikiem, w którym dusza kipiała ustawicznie; zresztą
skąd miał brać prowiant i broń, i konie, gdy jako wolentarz, nie posiadający nawet listów
zapowiednich, nie mógł ze skarbu Rzeczypospolitej żadnej spodziewać się pomocy. Brał więc
gwałtem, często na nieprzyjacielu, często i na swoich Oporu nie znosił i za najmniejszy
karał srodze.
W ustawicznych podjazdach, walkach i napadach zdziczał, przyzwyczaił się o krwi przelewu
tak, że nie lada co mogło poruszyć w nim, dobre zresztą natury, serce. Zakochał się w
ludziach gotowych na wszystko i niepohamowanych. Imię jego zasłynęło wkrótce złowrogo.
Mniejsze oddziały nieprzyjacielskie nie śmiały się wychylać z miast i obozów w stronach,
w których straszliwy partyzant grasował. Ale i miejscowe obywatelstwo, zniszczone przez
wojnę, bało się jego ludzi mało mniej niż nieprzyjaciół. Zwłaszcza gdzie oko Kmicica
osobiście nie spoczywało nad nimi, gdzie komendę brali jego oficerowie: Kokosiński,
Uhlik, Kulwiec, Zend, a szczególniej najdzikszy i najokrutniejszy, lubo z wysokiej krwi
pochodzący, Ranicki - tam zawsze można było pytać: obrońcyli to czy napastnicy? Kmicic
karał czasem i swoich ludzi, gdy mu nie pod humor co przyszło, bez miłosierdzia; ale
częściej stawał po ich stronie nie dbając na prawa, na łzy i życie ludzkie.
Kompanionowie prócz Rekucia, na którym krew niewinna nie ciężyła, jeszcze podmawiali
młodego wodza, by coraz bardziej cuglów swej bujnej naturze popuszczał.
Takie to było Kmicicowe wojsko.
Teraz właśnie zabrał on swą hołotę z Upity, by ją do Kiejdan odesłać. Gdy się tedy
zatrzymali przed dworem w Wodoktach, panna Aleksandra aż przeraziła się ujrzawszy ich
przez okno, tak byli do hajdamaków podobni. Każdy inaczej zbrojny: jedni w hełmach
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional