lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 412

dogasał. Ciemność ogarniała podnóże Jasnej Góry. Tu i owdzie ozwało się rżenie koni, ale
coraz dalsze, słabsze. Wrzeszczowicz cofał się ku Krzepicom.
Ksiądz Kordecki ukląkł na murze.
- Mario! Matko Boga Jedynego! - rzekł silnym głosem - spraw, aby ten, który po nim
nadejdzie, oddalił się również ze wstydem i próżnym gniewem w duszy.
Gdy tak się modlił, chmury nagle przerwały się nad jego głową i jasny blask miesiąca
pobielił wieże, mury, klęczącego przeora i zgliszcza spalonych przy Świętej Barbarze
budowli.
tom II
Rozdział XIV
Następnego dnia spokój zapanował pod stopami Jasnej Góry, z czego korzystając zakonnicy
tym gorliwiej zajęli się przygotowaniem do obrony. Czyniono ostatnie poprawki w murach i
kortynach, przygotowywano jeszcze więcej narzędzi służących do odparcia szturmów.
Ze Zdebowa, Krowodrzy, Lgoty i Grabówki zgłosiło się znów kilkunastu chłopów, którzy
dawniej w łanowych piechotach sługiwali. Tych przyjęto i między obrońców wmięszano.
Ksiądz Kordecki dwoił się i troił. Odprawiał nabożeństwo, zasiadał na radach, nie
opuszczał chórów dziennych i nocnych, a w przerwach obchodził mury, rozmawiał ze szlachtą
i wieśniakami. A przy tym w twarzy i całej postawie miał taki jakiś spokój, jaki prawie
tylko kamienne posągi mieć mogą. Patrząc na jego oblicze, pobladłe od niewywczasów, można
było sądzić, że ten człowiek śpi snem słodkim i lekkim; lecz cicha rezygnacja i niemal
wesołość paląca się w oczach, usta poruszające się modlitwą zwiastowały, że czuwa i
myśli, i modli się, i ofiaruje za wszystkich. Z tej duszy, natężonej ze wszystkich sił ku
Bogu, wiara płynęła spokojnym i głębokim strumieniem; wszyscy ją pili pełnymi usty i kto
miał duszę chorą, ten zdrowiał. Gdzie zabielał jego habit, tam pogoda czyniła się na
twarzach ludzkich, oczy się śmiały, a usta powtarzały: ?Ojciec nasz dobry, pocieszyciel,
obrońca, nadzieja nasza." Całowano jego ręce i habit on zaś uśmiechał się jak zorza i
szedł dalej, a koło niego, nad nim i przed nim szła ufność i pogoda.
Jednak i ziemskich środków ratunku nie zaniedbywał; ojcowie wchodzący do jego celi
zastawali go, jeśli nie na klęczkach, to nad listami, które na wszystkie strony rozsyłał.
Pisał do Wittenberga; głównego komendanta w Krakowie, prosząc o miłosierdzie nad świętym
miejscem; i do Jana Kazimierza, który w Opolu ostatnie czynił wysilenia, by niewdzięczny
naród ratować; i do pana kasztelana kijowskiego, trzymanego przez własne słowo jakby na
łańcuchu w Siewierzu; i do Wrzeszczowicza, i do pułkownika Sadowskiego, Czecha i lutra,
który pod Millerem służył, a który duszę mając szlachetną starał się odwieść groźnego
generała od napadu na klasztor.
Dwie rady ścierały się z sobą przy Millerze. Wrzeszczowicz rozdrażniony oporem, jakiego
doznał ósmego listopada, dokładał wszelkich usiłowań, aby generała skłonić do pochodu;
obiecywał w zysku skarby niezmierne, twierdził, że w całym świecie zaledwie jest kilka
kościołów, które by częstochowskiemu vel jasnogórskiemu w bogactwach sprostać mogły.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional