odczytywał nikomu, jak ten biedny Rufinus.
— Miałeś mi opowiedzieć jego historię.
— Opowiem ci ją w unctuarium.
Ale w unctuarium uwaga Winicjusza zwróciła się na co innego, mianowicie na cudne niewolnice,
które czekały tam na kąpiących się. Dwie z nich, Murzynki, podobne do wspaniałych posągów z
hebanu, poczęły maścić ich ciała delikatnymi woniami Arabii, inne, biegłe w czesaniu Frygijki,
trzymały w rękach, miękkich i giętkich jak węże, polerowane stalowe zwierciadła i grzebienie, dwie
zaś, wprost do bóstw podobne greckie dziewczyny z Kos, czekały jako vestiplicae, aż przyjdzie
chwila posągowego układania fałd na togach panów.
— Na Zeusa Chmurozbiórcę! — rzekł Markus Winicjusz — jaki ty masz u siebie wybór!
— Wolę wybór niż liczbę — odpowiedział Petroniusz. — Cała moja familia w Rzymie nie przenosi
czterystu głów i sądzę, że do osobistej posługi chyba dorobkiewicze potrzebują większej ilości ludzi.
— Piękniejszych ciał nawet i Miedzianobrody nie posiada — mówił rozdymając nozdrza Winicjusz.
Na to Petroniusz odrzekł z pewną przyjazną niedbałością:
— Jesteś moim krewnym, a ja nie jestem ani taki nieużyty jak Bassus, ani taki pedant jak Aulus
Plaucjusz.
Lecz Winicjusz usłyszawszy to ostatnie imię zapomniał na chwilę o dziewczynach z Kos i podniósłszy
żywo głowę, spytał:
— Skąd ci przyszedł na myśl Aulus Plaucjusz? Czy wiesz, że ja, wybiwszy rękę pod miastem,
spędziłem kilkanaście dni w ich domu. Zdarzyło się, że Plaucjusz nadjechał w chwili wypadku i
widząc, że cierpię bardzo, zabrał mnie do siebie, tam zaś niewolnik jego, lekarz Merion,
przyprowadził mnie do zdrowia. O tym właśnie chciałem z tobą mówić.
— Dlaczego? Czy nie zakochałeś się wypadkiem w Pomponii? W takim razie żal mi cię: niemłoda i
cnotliwa! Nie umiem sobie wyobrazić gorszego nad to połączenia. Brr!
— Nie w Pomponii — eheu! — rzekł Winicjusz.
— Zatem w kim?
— Gdybym ja sam wiedział w kim? Ale ja nie wiem nawet dobrze, jak jej imię: Ligia czy Kallina?
Nazywają ją w domu Ligią, gdyż pochodzi z narodu Ligów, a ma swoje barbarzyńskie imię: Kallina.
Dziwny to dom tych Plaucjuszów. Rojno w nim, a cicho jak w gajach w Subiacum. Przez kilkanaście
dni nie wiedziałem, że mieszka w nim bóstwo. Aż raz o świcie zobaczyłem ją myjącą się w
ogrodowej fontannie. I przysięgam ci na tę pianę, z której powstała Afrodyta, że promienie zorzy
przechodziły na wylot przez jej ciało. Myślałem, że gdy słońce zejdzie, ona rozpłynie mi się w
świetle, jak rozpływa się jutrzenka. Od tej pory widziałem ją dwukrotnie i od tej pory również nie
wiem, co spokój, nie wiem, co inne pragnienia, nie chcę wiedzieć, co może mi dać miasto, nie chcę
kobiet, nie chcę złota, nie chcę korynckiej miedzi ani bursztynu, ani perłowca, ani wina, ani uczt,
tylko chcę Ligii. Mówię ci szczerze, Petroniuszu, że tęsknię za nią, jak tęsknił ten Sen, wyobrażony
na mozaice w twoim tepidarium, za Pasyteją, tęsknię po całych dniach i nocach.
— Jeśli to niewolnica, to ją odkup.
— Ona nie jest niewolnicą.