lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 38

szósty. Pójdźże pani, pokażę ci stancję!
Staruszka ruszyła się żwawo, roztwarła drzwi do sieni, a później na prawo do sporej stancji, gdzie o
tej porze stał tylko na środku długi stół sosnowy, zalany atramentem, a dokoła niego krzesła i
długie ławy drewniane. W jednym kącie sterczało żelazne łóżko bez pościeli, z tak okropnie
zgiętymi prętami, jakby je pozwijał jakiś straszliwy reumatyzm. Okna były niezamknięte i żelazne
haczyki tych okien monotonnie stukały. Marcinka, który tam wszedł za matką, ścisnął dziwny żal na
widok tego pokoju.
— Widzisz… Tu będziesz sypiał z kolegami… — szepnęła do niego matka — wybierz sobie kącik,
gdzie ci będzie najlepiej.
Potem, zwracając się do „starej Przepiórzycy”, rzekła:
— Droga babciu, nic taniej nie można?
— Moja pani Borowiczowa, ty wiesz, że ja cię skrzywdzić nie chcę! Wbij zęby w ścianę, nie można!
Ani grosz!
— Ha, cóż robić, co robić? — szepnęła matka. — Trzeba się rujnować dla tego huncwota, to trudno.
Muszę mu jeszcze łóżko kupić. Żelazne chyba? Siennik — to w domu się wypcha, pościel przyślę w
tych dniach.
— Żelazne łóżko kup, z gałkami, za osiem rubli, u Siapsiowicza! — doradzała staruszka, zawsze w
sposób uroczysty. — Dziś już by mógł spać tutaj…
— A nie, nie… Jeszcze dziś razem przenocujemy w hotelu, a jutro koło południa to się już
wprowadzi.
— Zaraz pewno i tamci chłopcy zjadą, ale czy też wszyscy staną znowu u nas, Bogu
Wszechmogącemu wiadomo… Od Soraczka jakoś żadnej wieści nie ma…
Długo jeszcze pani Borowiczowa roztrząsała ze „starą Przepiórzycą” różne drobne sprawy tyczące
się urządzenia Marcinka na stancji. Kiedy wyszły z izby uczniów i wracając mijały sień, w pokoju
staruszki słychać było głośną rozmowę.
— Oho! już są radcy! — rzekła pani Przepiórkowska.
— Któż to tam jest? — spytała matka Marcina.
— A, to dawni znajomi: Somonowicz i Grzebicki. Co dzień tu dziadygi przyłażą do mnie na kawę. Z
nieboszczykiem mężem znali się jeszcze przed rewolucją.
Otworzyła drzwi i wprowadziwszy panią Borowiczową, przedstawiła jej emerytów.
Pierwszy z brzegu, starzec zgarbiony, siwy, z brodą krótko ostrzyżoną, która mu zarastała całe
prawie policzki, ubrany w surdut długi do kolan, kiwnął przybyłej głową i kontynuował swoją
przechadzkę po stancji.
Drugi, pan Grzebicki, był to jegomość malutki, ale ogromnie czupurny i elegancki. Skórę na czole,
nosie, policzkach, na łysinie i szyi miał czerwonawą, koloru wypalonej cegły. Nad uszami zaczesywał
w kierunku czoła dwie kępy białych włosów. Dokoła jego wygolonej brody srebrzył się na czarnej
chustce półksiężyc siwiuteńkiego zarostu.
Radca Grzebicki trzymał swą małą głowę sztywno, do czego przyczyniały się dwa kołnierzyki
obwiązane czarną chustką z dużym węzłem pod brodą.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional