lektory on-line

Chłopi - Władysław Reymont - Strona 38

— Wróciłeś to już ze świata? — rzekła stara, jakby go dopiero spostrzegając.
— Wróciłem, matko… — mówił łagodnie i chciał ją w rękę pocałować.
— Ale, suka ci była matką, nie ja! — warknęła wyrywając rękę ze złością. — Po coś tu przyszedł? Mówiłam ci już, że tutaj nic po tobie…
— Do Jagusi przyszedłem, nie do was — hardo zawołał, bo go już złość brała.
— Wara ci od Jagusi, słyszysz! Wara ci, żeby ją potem bez ciebie na ozorach obnosili po wsi, jak tę jaką ostatnią… ani mi się pokazuj na oczy!… — wrzasnęła.
— Krzyczycie kiej wrona, że wieś cała usłyszy!…
— Niech usłyszą, niech się zlecą, niech wiedzą, żeś się Jagny przyczepił kiej rzep psiego ogona, że i ożogiem trudno cię odegnać!…
— Żebyście nie kobieta, to bym warna ździebko żebra zmacał za powiedanie takie…
— Spróbuj, zbóju jeden, spróbuj, psie!… — pochwyciła za żelazny pogrzebacz.
Ale i na tym skończyła, bo Mateusz splunął, trzasnął drzwiami i wyszedł prędko, bo jakże, z babą się to miał bić i pośmiewisko z siebie dla wsi czynić?
A stara, że to już jego nie stało, wsiadła na Jagnę i hajże jazgotać, a wypominać wszystko, co miała na wątpiach… Jaguś siedziała cicho, aż zmartwiała ze strachu, ale kiedy słowa matki dojęły ją do żywego… przecknęła, schowała głowę w pierzynę i buchnęła płaczem i wyrzekaniami… rozżalona była srodze… bo przecież nic temu niewinna… nie zwoływała go do chałupy… sam przyszedł… a na zwiesnę, co matka wypominają… to… spotkał ją przy przełazie… mogła się to wyrwać takiemu smokowi?… kiej ją tak ozebrało, że… a potem mogła się to ognać przed nim?… Zawsze się z nią tak dzieje, że niech kto a ostro spojrzy na nią albo i ściśnie mocno… to się w niej wszystko trzęsie, moc ją odchodzi i tak mdli w dołku, że już o niczym nie wie… co ona winowata?
Skarżyła się cicho przez łzy, aż stara się udobruchała i jęła troskliwie obcierać jej twarz i oczy, a głaskać po głowinie, a uspokajać…
— Cichoj, Jaguś, nie płacz… nie… a to oczy ci się zaczerwienią kiej królikowi i jak to pójdziesz do Borynów?
— Czas to już? — spytała po chwili, spokojniejsza nieco.
— Juści, że pora, a przybierz się pięknie, ludzie tam będą, a i sam Boryna uważa…
Podniesła się zaraz Jaguś i zaczęła się ubierać.
— Nie uwarzyć ci to mleka?
— Nie chce mi się całkiem jeść, matulu.
— Szymek, wygrzewasz się pokrako, a tam krowy o pusty żłób zębami dzwonią! — krzyknęła resztą złości, aż Szymek uciekł, żeby czego nie oberwać.
— Widzi mi się — mówiła ciszej, pomagając Jagnie się przyodziać — że kowal jest w zgodzie z Boryną. Spotkałam go, wiódł od starego sielnego ciołka… Szkoda… dobrze wart z piętnaście papierków… ale może to i dobrze, że są w zgodzie, bo kowal pyskacz i na prawie się zna… — odstąpiła parę kroków i z lubością przyglądała się córce. — Ale, tego złodzieja Kozła pono już wypuścili, trzeba znowu zamykać wszystko a pilnować…
— Pójdę już!
— Idź, a siedź do północka i gzij się tam z parobkami! — wybuchnęła resztą złości.
Jagna wyszła, ale jeszcze z drogi słyszała starą, jak krzyczała na Jędrka, że świnie nie wegnane do chlewów, a kury nocują po drzewach.
U Boryny już było sporo ludzi.
Ogień buzował się na kominie i rozświetlał ogromną izbę, aż lśniły się szkła od obrazów i kołysały się te światy, czynione z kolorowych opłatków i na nitkach wiszące u czarnych, okopconych belek; na środku izby leżała kupa czerwonej kapusty, a w półkole, szeroko zatoczone, twarzami do ognia, siedziały rzędem dziewczyny i kilka kobiet starszych — obierały z liści kapustę, a główki rzucały na rozesłaną pod oknem płachtę.
Jaguś ogrzała ręce przy kominie, ostawiła trepy pod oknem i siadła zaraz z kraju przy starej Jagustynce, i jęła się roboty.
Gwar się też w miarę podnosił, bo przybywało jeszcze kobiet i parobków, którzy wraz z Kubą znosili kapustę ze stodoły, ale częściej kurzyli papierosy i szczerzyli zęby do dziewczyn, a prześmiewali się społecznie.
Józka, choć to i skrzat był jeszcze, a rej wodziła i w robocie, i w śmiechach, bo starego nie było, a Hanka, jak to zwyczajnie, kiej ta ćma łaziła abo mruk.
— Czerwono w izbie, jakby od makowych kwiatów! — zawołał Antek, bo był wtoczył do sieni beczki, a teraz ustawiał przed kominem, z boku nieco, szatkownicę.
— Ba, zestroiły się kiej na wesele! — ozwała się któraś starsza.
— A Jaguś to kiejby ją kto w mleku wymył — zaczęła złośliwie Jagustynka.
— Poniechajcie — szepnęła czerwieniąc się.
— Cieszta się dziewczyny, bo już Mateusz przywędrował ze świata, zaraz się tu zaczną muzyki a tańce, a wystawanie po sadach… — ciągnęła stara.
— Całe lato go nie było.
— Jakże, dwór stawiał we Woli.
— Majster jucha, bańki nosem puszcza — rzekł któryś z parobków.
— A do dzieuch tak sposobny, że i trzech kwartałów czekać nie potrza…
— Jagustynka to nikomu dobrego słowa nie dadzą — zaczęła jakaś dziewczyna.
— Pilnuj się, bym o tobie nie chciała co rzec…
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional