lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 37

Dowiadując się niby to w owej chwili o pomyślnym egzaminie Marcinka, jak na komendę zwróciły
się do niego i rzekły:
— Aa… powinszować!…
Obiedwie zresztą zaraz umilkły i przybrały zwyczajne wyrazy twarzy ziejące kwaskowatym chłodem
jak dwie piwnice.
— Pewno, że powinszować — rzekła głośno „stara Przepiórzyca” — na takie facecje, jakie oni tam
wyprawiają, te…
Tu schyliła się i szepnęła do ucha pani Borowiczowej:
— Te łajdaki!
Drzwi do sąsiedniego pokoju otwarły się i wszedł pan Karol Przepiórkowski.
Był to kawaler lat około czterdziestu, łysawy już, mizerny i równie jak siostry wiekuiście niekontent.
— A!… — rzekł, całując rękę pani Borowiczowej.
Potem odsunął się w kąt i usiadł. Na twarzy jego malowała się prawdziwa radość, słyszał bowiem z
sąsiedniego pokoju, że pani Borowiczowa sama przyprowadziła ucznia na jego stancję.
To go uwalniało od biegania po zajazdach, zaczepiania szlachciców, błagania profesorów. Żadna
męczarnia nie może być przyrównana do tej, jaką znosił ten człowiek nieśmiały, małomówny,
nieposiadający za grosz ani inicjatywy, ani sprytu, gdy mu przyszło kaptować rodziców, narzucać im
się po faktorsku, zachwalać swoją stancję.
Toteż matka Marcinka sprawiła mu ulgę głęboką, zwaliła jeden z kamieni przygniatających jego
plecy.
Stara nie porzuciła tematu, który właśnie jej przerwano:
— Moja pani Borowiczowa, to ci sumiennie mówię, że tu chłopcu będzie jak w domu. Ja tam dobra
nie jestem, ale i nie kąsam. Do nauki i dobrego zawsze go napędzę i cała rzecz. Głodny u nas nie
będzie, tego możesz być pewna, a jak mu będzie strasznie źle, to niech zadrze ogona i rwie do
Gawronek… Co? Może mu pozwolisz, jedynaczkowi, gagatkowi… Kiedy mój Teofil był taki oto…
— Niechże też matka da pokój! — syknęła przez zęby starsza córka i babcia zaraz umilkła. Wszelako
nie dała za wygraną i po chwili znowu mówiła:
— Porządek u mnie grunt, a co do nauki, to go będzie pilnował korepetytor, a my znowu wszyscy
korepetytora. Oto, jak jest… Nastka!… — zawołała przerywając sobie — postaw drugi, bo pewno
zaraz starzy nadejdą, tylko ich patrzeć. Widzisz, moja pani Borowisiu, co do *gieldów*, to cię nie
będziemy obdzierać, nic się nie lękaj… Dacie nam — mówiła w sposób uroczysty — 150 rubli i może
tam jaką fureczkę drzewa na miesiąc, w zimie, na saniach, to się wam nawet koniska nie ściągną;
parę skrzyń ziemniaków w jesieni, no i tej mąki z waszego młyna… U was ją tam dobrze Wojciech
robi, nie można powiedzieć… Mój Boże, jak Teofil żył, częstośmy na Gawronki posyłali do waszego…
— Dajże też matka pokój! — mruknęła znowu panna Konstancja.
— Dużo uczniów macie państwo u siebie? — zapytała pani Borowiczowa, pragnąc zyskać chwilę
czasu do rozważenia postawionych warunków.
— Pięciu było w zeszłym roku, moja pani. Trzech Daleszowskich, obywatelscy synowie spod
Grzymałowa, jeden tam Szwarc, mały, z pierwszej klasy, to chłopak sztygara, wnuczek dawnego
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional