lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 349

Źółkiewski, i inni hetmani mieli zwyczaj żegnać idące do boju chorągwie - zresztą, lubił
wszystko czynić uroczyście, bo to powagę jego w oczach żołnierzy podnosiło.
Zaledwie jednak chorągwie znikły we mgle oddalenia, gdy już zaczął się o nie niepokoić.
- Janie ! - rzekł -a może by podesłać jeszcze Wołodyjowskiemu z garść ludzi?
- Daj ojciec pokój -odpowiedział Skrzetuski. - Wołodyjowskiemu na taką wyprawę iść, to to
samo, co zjeść miskę jajecznicy. Boże miły, toż on całe życie nic innego nie robił.
- Ba ! a jeśli go za wielka siła opadnie?... Nec Hercules contra plures.
- Co tu o takim żołnierzu gadać. Spenetruje on wszystko dobrze, zanim uderzy, a jeśli tam
siła za wielka, to urwie, co będzie mógł, i wróci albo sam przyśle o posiłki. Możesz
ojciec spać spokojnie.
- Aha! wiedziałem też, kogo wysyłam, ale to ci mówię, że musiał mi ten pan Michał czegoś
zadać, taką mam do niego słabość. Prócz nieboszczyka pana Podbipięty i ciebie nikogom tak
nie miłował... Nie może być inaczej, tylko mi ów chłystek czegoś zadał.
Upłynęło trzy dni.
Do obozu zwożono ciągle prowianty, ochotnicy także nadciągali, ale o panu Michale nie
było słychu. Niepokój Zagłoby wzrastał i mimo przedstawień Skrzetuskiego, że żadną miarą
nie mógł jeszcze Wołodyjowski spod Wołkawyska wrócić, wyprawił pan Zagłoba sto koni
petyhorskich Kmicica po wiadomości.
Ale podjazd wyszedł i znowu upłynęło dwa dni bez wieści.
Aż siódmego dnia dopiero o szarym, mglistym zmierzchu pachołcy, wyprawieni po potrawy do
Bobrownik, przyjechali bardzo spiesznie na powrót do obozu z doniesieniem, że widzieli
jakieś wojsko wychodzące z lasów za Bobrownikami.
- Pan Michał! -zakrzyknął radośnie Zagłoba.
Lecz pachołcy przeczyli. Nie pojechali na spotkanie właśnie dlatego, że widzieli jakieś
znaki obce, których w wojsku pana Wołodyjowskiego nie było. A przy tym siła szła większa.
Pachołcy, jak to pachołcy, nie umieli jej dokładnie oznaczyć; jedni mówili, że ze trzy
tysiące, drudzy, że pięć albo i więcej.
- Wezmę dwadzieścia koni i pojadę na spotkanie - rzekł pan rotmistrz Lipnicki.
Pojechał.
Upłynęła godzina i druga, aż wreszcie dano znać, że zbliża się nie podjazd, ale całe
wielkie wojsko.
I nie wiadomo dlaczego, gruchnęło nagle po obozie
- Radziwiłł idzie!
Wieść ta jakby iskra elektryczna poruszyła i wstrząsnęła cały obóz; żołnierze wypadli na
wały, na niektórych twarzach znać było przestrach; nie stawano w należytym porządku;
jedna tylko piechota Oskierki zajęła wskazane miejsca. Natomiast między wolentarzami
wszczął się w pierwszej chwili popłoch. Z ust do ust przelatywały najrozmaitsze wieści :
?Radziwiłł zniósł ze szczętem Wołodyjowskiego i ten drugi, Kmicicowy, podjazd" -
powtarzali jedni. - ?Ani świadek klęski nie uszedł" - mówili drudzy. - ?A ot teraz pan
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional