Petroniusz umiał je rozproszyć jakimś jednym zręcznym postępkiem lub jednym śmiałym słowem,
że naprawdę nikt nie przypuszczał, by miało mu grozić poważne niebezpieczeństwo. Jego wesoła
twarz i zwykły niedbały uśmiech utwierdziły do reszty wszystkich w tym mniemaniu. Śliczna Eunice,
której powiedział, że chce umrzeć pogodnie, a dla której każde jego słowo było jakby słowem
wyroczni, miała w boskich rysach spokój zupełny i jakieś dziwne światła w źrenicach, które można
było za radość poczytać. We drzwiach triclinium pacholęta z włosami w złotych siatkach kładły
wieńce z róż na głowy przybyłych, ostrzegając ich zarazem wedle zwyczaju, by przestępowali próg
prawą nogą. W sali rozchodził się lekki zapach fiołków; światła płonęły w różnokolorowych szkłach
aleksandryjskich. Przy ławach stały greckie dziewczątka, mające zwilżać woniami stopy gości. Pod
ścianami cytrzyści i śpiewacy ateńscy czekali znaku swego chorowoda.
Nakrycie stołu jaśniało przepychem, lecz przepych ów nie raził, nie ciążył nikomu i zdawał się sam
przez się wykwitać. Wesołość i swoboda rozlewały się wraz z wonią fiołków po sali. Goście,
wchodząc tu, czuli, że nie zawiśnie nad nimi ni przymus, ni groźba, jak to bywało u cezara, gdzie nie
dość górne lub nawet nie dość trafne pochwały śpiewu lub wierszy można było życiem przypłacić.
Wraz też, na widok świateł, bluszczowych kruż, win lodowaciejących w śniegowej pościeli i
wyszukanych potraw, rozochociły się serca biesiadników. Rozmowy poczęły brzęczeć raźnie, jak
brzęczy rój pszczół nad okrytą kwiatami jabłonią. Czasem tylko przerywał je wybuch wesołego
śmiechu, czasem szmer pochwał, czasem zbyt głośny pocałunek, złożony na białym ramieniu.
Goście, pijąc wino, strącali z czasz po kilka kropel bogom nieśmiertelnym, by zjednać ich opiekę i
przychylność dla gospodarza. Nic to, że wielu nie wierzyło w bogów. Tak kazał obyczaj i przesąd.
Petroniusz, leżąc obok Eunice, rozmawiał o nowinach rzymskich, o najnowszych rozwodach, o
miłości, miłostkach, o wyścigach, o Spikulusie, który w ostatnich czasach wsławił się na arenie, i o
najnowszych książkach, jakie ukazały się u Atraktusa i Sozjuszów. Strząsając wino mówił, że strząsa
tylko na cześć Pani Cypryjskiej, która jest starszą i większą od wszystkich bogów, jedynie
nieśmiertelną, trwałą, władnącą.
Rozmowa jego była jak promień słońca, który coraz to inny przedmiot oświeca, lub jak letni
powiew, który porusza kwiaty w ogrodzie. Wreszcie skinął na chorowoda i na ten znak zabrzękły
lekko cytry, młode zaś głosy ozwały się im do wtóru. Potem tancerki z Kos, rodaczki Eunice, poczęły
migotać spod przezroczystych osłon różowymi ciałami. W końcu egipski wróżbita począł
przepowiadać gościom przyszłość z ruchu tęczowych dorad, zamkniętych w kryształowym naczyniu.
Lecz gdy już tych zabaw mieli do syta, Petroniusz uniósł się nieco na swym syryjskim wezgłowiu i
rzekł z niechcenia:
— Przyjaciele! Wybaczcie mi, że na uczcie z prośbą do was wystąpię: oto niech każdy przyjmie ode
mnie w darze tę czarę, z której najpierwej strząsnął na cześć bogów i na pomyślność moją.
Czary Petroniusza lśniły od złota, klejnotów i rzeźb mistrzowskich, więc jakkolwiek rozdawanie
podarków było rzeczą zwykłą w Rzymie, radość zalała serca biesiadników. Jedni poczęli mu
dziękować i sławić go głośno; drudzy mówili, że nawet sam Jowisz nie uczcił nigdy bogów w Olimpie
darem podobnym; byli na koniec i tacy, którzy wahali się z przyjęciem, tak rzecz przechodziła miarę
powszedniÄ….