— Quo vadis, Domine?…
— Do Rzymu — odrzekł cicho Apostoł.
I wrócił.
Paweł, Jan, Linus i wszyscy wierni przyjęli go ze zdumieniem i z trwogą tym większą, że właśnie o
brzasku, zaraz po jego wyjściu, pretorianie otoczyli mieszkanie Miriam i szukali w nim Apostoła. Lecz
on na wszystkie pytania odpowiadał im tylko z radością i spokojem:
— Panam widział!
I tegoż jeszcze wieczora udał się na cmentarz ostriański, aby nauczać i chrzcić tych, którzy chcieli się
skąpać w wodzie życia.
I odtąd przychodził tam codziennie, a za nim ciągnęły co dzień liczniejsze tłumy. Zdawało się, że z
każdej łzy męczeńskiej rodzą się nowi wyznawcy i że każdy jęk na arenie odbija się echem w
tysiącznych piersiach. Cezar pławił się we krwi, Rzym i cały świat pogański szalał. Ale ci, którym dość
było zbrodni i szału, ci, których deptano, ci, których życie było życiem niedoli i ucisku, wszyscy
pognębieni, wszyscy smutni, wszyscy nieszczęśni przychodzili słuchać dziwnej powieści o Bogu,
który z miłości dla ludzi dał się ukrzyżować, by odkupić ich winy.
Odnajdując zaś Boga, którego mogli kochać, odnajdowali to, czego nie mógł dać dotychczas nikomu
świat ówczesny — szczęście z miłości.
A Piotr zrozumiał, że ni cezar, ni wszystkie jego legie nie zmogą prawdy żywej, że nie zaleją jej ni
łzy, ni krew i że teraz dopiero zaczyna się jej zwycięstwo. Zrozumiał również, dlaczego Pan zawrócił
go z drogi: oto to miasto pychy, zbrodni, rozpusty i potęgi poczynało być jego miastem i podwójną
stolicą, z której płynął na świat rząd ciał i dusz.
Rozdział siedemdziesiąty pierwszy
Aż wreszcie spełnił się czas dla obu Apostołów. Ale jakby na zakończenie służby, danym było
Bożemu rybakowi ułowić dwie dusze nawet i w więzieniu. Żołnierze Processus i Martynianus,
którzy pilnowali go w więzieniu Mamertyńskim, przyjęli chrzest. Po czym nadeszła godzina męki.
Nerona nie było wówczas w Rzymie. Wyrok wydali Helius i Politetes, dwaj wyzwoleńcy, którym
cezar powierzył na czas swej niebytności rządy nad Rzymem. Wiekowego Apostoła poddano
naprzód przepisanej przez prawo chłoście, a następnego dnia wywiedziono za mury miasta, ku
wzgórzom Watykańskim, gdzie miał ponieść przeznaczoną mu karę krzyża. Żołnierzy dziwił tłum,
który zebrał się przed więzieniem, gdyż w pojęciu ich śmierć prostego człowieka i w dodatku
cudzoziemca nie powinna była budzić tyle zajęcia, nie rozumieli zaś, że korowód ów nie składał się z
ciekawych, ale z wyznawców, pragnących odprowadzić na miejsce kaźni Wielkiego Apostoła. Po
południu otworzyły się wreszcie bramy więzienia i Piotr ukazał się wśród oddziału pretorianów.
Słońce zniżyło się już nieco ku Ostii, dzień był cichy i pogodny. Piotrowi ze względu na jego sędziwe
lata nie kazano nieść krzyża, sądzono bowiem, że go udźwignąć nie zdoła, ani też nie założono mu
wideł na szyję, by mu nie utrudniać pochodu. Szedł wolny i wierni mogli go widzieć doskonale. W
chwili gdy wśród żelaznych hełmów żołnierskich ukazała się jego biała głowa, płacz rozległ się w
tłumie, lecz natychmiast prawie ustał, albowiem twarz starca miała w sobie tyle pogody i taką
jaśniała radością, iż wszyscy pojęli, że to nie ofiara idzie ku straceniu, ale zwycięzca odbywa pochód