lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 33

zapamiętale w celu podpatrywania i podsłuchiwania tego, co się odbywało w sali egzaminacyjnej,
że władza zmuszona była wydelegować aż trzech asystentów gospodarzy klas i pana Pazura do
wypowiadania grubiańskich uwag pod adresem rodziców, a nawet do forsownego rozpychania ich
łokciami.
Komisja egzaminacyjna składała się z trzech osób: z inspektora gimnazjum, pana Majewskiego i
jednego z nauczycieli. Ten ostatni zresztą niewielką do całej sprawy zdawał się przywiązywać wagę,
gdyż zajęty był wyłącznie grzebaniem w uchu za pomocą bardzo cienkich patyczków brzozowych
uciętych z miotły. Cały pęk tego rodzaju instrumentów wychylał się z bocznej kieszeni jego fraka.
Inspektor był mężczyzną ogromnego wzrostu, z głową porosłą istnym wygrabkiem rudawych
włosów. Jego wielkie niebieskie oczy spoglądały tak posępnie i złowrogo, że dreszcz trwogi
przejmował nie tylko uczniów, ale i rodziców. Stos papierów leżący przed inspektorem służył mu za
rodzaj listy przystępujących do egzaminu. Były to prośby i dokumenty kandydatów. Papiery te, w
miarę jak nauczyciel Majewski egzaminował malca, inspektor odczytywał z uwagą i dawał swoją
notę. Przesłuchiwanie trwało krótko: dwa, trzy zdania chłopiec czytał, później opowiadał, wygłaszał
jakiś wiersz rosyjski, jeśli go umiał na pamięć, następnie rzucano mu pytanie z gramatyki i polecano
wykonać rozbiór. Rozbiór i pytania zadawane chłopcom znienacka, pospolite pytania
konwersacyjne, ogłupiały większość niewielkich Polaczków.
Co chwilę jakiś *zerżnięty* wychodził na korytarz, gdzie go witała zrozpaczona, częstokroć zalana
łzami twarz matki lub ojca. Malcy, którzy dali odpowiedzi zadowalające, na rozkaz inspektora
powracali na swe miejsca. Gdy tak przebrano kandydatów, setka ich z górą zredukowała się do ilości
pięćdziesięciu paru. Wtedy pan Majewski rozsadził ich w ten sposób, żeby między jednym a drugim
była znaczna przestrzeń ławy, i rozkazał pisać dyktando. Gdy odebrano zapisane kartki, miał miejsce
drugi egzamin, bardziej szczegółowy i głównie zahaczający o pisownię. Indagował teraz sam
inspektor, a pan Majewski powtarzał wszystko, co zwierzchnik jego wykonywał. Kiedy inspektor
Sieldiew marszczył swe niskie czoło i mrużył oczy — pan Majewski przybierał minę surową; kiedy
się natrząsał szyderczo z głupich mniemań małych „przywiślańców” na punkcie arkanów etymologii i
syntaksy — pan Majewski chichotał do rozpuku; kiedy inspektor spoglądał na drzwi ze złością i
podglądającym rodzicom dawał znaki, aby się usunęli i zachowywali cicho — pan Majewski trzepał
rękami i wykrzywiał się spazmatycznie. Krzesło jego stało nieco w tyle za krzesłem inspektora, a ta
pozycja dozwalała nauczycielowi klasy wstępnej obserwować każdej chwili spod oka wyraz twarzy
potentata gimnazjalnego. Zdarzyło się jednak, że inspektor w sposób rdzennie rosyjski wydłubywał
sobie z zęba paznokciem jakieś dokuczliwe włókienko i wyszczerzył przy tej czynności lewą połowę
swej paszczęki. Majewski dostrzegłszy spróchniałe zęby wybuchnął zaraz głośnym śmiechem, na
którego odgłos nie tylko Sieldiew przyjrzał mu się z podziwem, ale nawet Iłarion Stiepanycz
Ozierski, zwany przez wszystkich uczniów, mieszkańców miasta Klerykowa, kolegów nauczycieli i
członków własnej familii „Kałmukiem”, cofnął patyk z ucha, wytrzeszczył swe białe oczy, uderzył
pięścią w stół i mruknął:
— Da-s, eto toczno!
Marcin Borowicz należał do liczby zostawionych w klasie. Utrzymał się nawet po drugim egzaminie i
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional