lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 312

wezbrało mu litością, a przy tym drażniło go nie do wytrzymania to, że cezar patrzył przez szmaragd
na Winicjusza, studiując z zadowoleniem jego boleść, może dlatego, aby ją potem opisać w
patetycznych strofach i zyskać poklask słuchaczów.
Winicjusz potrząsnął głową. Mógł umrzeć w tym amfiteatrze, ale nie mógł z niego wyjść. Wszakże
przedstawienie miało się lada minuta rozpocząć.
Jakoż w tej samej prawie chwili prefekt miasta cisnął przed siebie czerwoną chustkę, a na ów znak
zaskrzypiały wrzeciądze naprzeciwko cesarskiego podium i z ciemnej czeluści wyszedł na jasno
oświeconą arenę Ursus.
Olbrzym mrugał powiekami, widocznie olśniony światłem areny, po czym wysunął się na jej środek,
rozglądając się wkoło, jakby chcąc rozpoznać, z czym mu przyjdzie się spotkać. Wszystkim
augustianom i większości widzów wiadomo było, że to jest człowiek, który zadusił Krotona, więc na
jego widok szmer rozległ się po wszystkich ławach. W Rzymie nie brakło gladiatorów
ogromniejszych o wiele nad zwykłą miarę ludzką, ale podobnego nie widziały jeszcze oczy
Kwirytów. Kasjusz, stojący w podium za cezarem, wydawał się przy tym Ligu nikłym człowiekiem.
Senatorowie, westalki, cezar, augustianie i lud patrzyli z zachwytem znawców i miłośników na jego
potężne, grube jak konary uda, na piersi, podobne do dwóch połączonych tarcz, i na herkulesowe
ramiona. Szmer wzrastał z każdą chwilą. Dla tych tłumów nie mogła wprost istnieć większa rozkosz,
jak widzieć takie muskuły w grze, w napięciu i w walce. Szmer zmieniał się w okrzyki i gorączkowe
pytania, gdzie mieszka szczep, który wydaje podobnych wielkoludów, ów zaś stał w środku
amfiteatru, nagi, do kamiennego kolosu niż do człowieka podobniejszy, ze skupioną a zarazem
smutną twarzą barbarzyńcy, i widząc pustą arenę spoglądał ze zdziwieniem swymi niebieskimi
oczyma dziecka to na widzów, to na cezara, to na kraty cuniculów, skąd oczekiwał katów.
W chwili gdy wychodził na arenę, prostacze serce jego zakołatało po raz ostatni nadzieją, że może
czeka go krzyż, lecz gdy nie ujrzał ni krzyża, ni gotowego dołu, pomyślał, że niegodny jest tej łaski i
że przyjdzie mu umrzeć inaczej, i zapewne od zwierząt. Był bezbronny i postanowił zginąć, jak
przystało na wyznawcę Baranka, spokojnie i cierpliwie. Tymczasem chciał pomodlić się jeszcze do
Zbawiciela, więc klęknąwszy na arenie, złożył ręce i podniósł wzrok ku gwiazdom, migocącym przez
górny otwór cyrku.
Postawa ta nie podobała się tłumom. Dosyć już miano tych chrześcijan umierających jak owce.
Zrozumiano, że jeśli olbrzym nie zechce się bronić, widowisko chybi. Tu i ówdzie ozwały się sykania.
Niektórzy poczęli wołać o mastygoforów, których zadaniem było chłostać szermierzy nie chcących
walczyć. Po chwili ucichło jednak wszystko, nikt bowiem nie wiedział, co czeka olbrzyma i czy nie
zechce walczyć, gdy spotka się oko w oko ze śmiercią.
Jakoż nie czekano już długo. Nagle ozwał się przeraźliwy głos mosiężnych trąb, a na ów znak
otworzyła się krata naprzeciw cesarskiego podium i na arenę wypadł wśród wrzasków bestiariów
potworny tur germański, niosący na głowie nagie ciało kobiece.
— Ligio! Ligio! — krzyknął Winicjusz.
Po czym chwycił rękoma włosy przy skroniach, zwinął się w łęk jak człowiek, który uczuł w sobie
ostrze włóczni, i chrapliwym, nieludzkim głosem począł powtarzać:
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional