lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 291

głowami w dłoniach, gdzieniegdzie dzieci spały, poprzytulane do matek. Naokół słychać było to jęki
i głośny przyśpieszony oddech chorych, to płacz, to szepty modlitwy, to pieśni nucone półgłosem,
to przekleństwa dozorców. W podziemiu panował trupi zaduch i tłok. W mrocznych głębiach roiły
się ciemne postacie, bliżej zaś, przy migotliwych płomykach widać było twarze wybladłe,
przerażone, zapadnięte i głodne, z oczyma zgasłymi albo płonącymi gorączką, ze zsiniałymi ustami,
ze strugami potu na czołach i pozlepianym włosem. Po kątach majaczyli głośno chorzy, inni wołali o
wodę, inni, by ich wieść na śmierć. A było to jednak więzienie mniej straszne od starego Tullianum.
Pod Winicjuszem nogi zachwiały się na ten widok i w piersi zabrakło mu oddechu. Na myśl, że Ligia
znajduje się wśród tej nędzy i niedoli, włosy powstały mu na głowie, a w piersiach zamarł krzyk
rozpaczy. Amfiteatr, kły dzikich zwierząt, krzyże, wszystko było lepsze od tych straszliwych, pełnych
trupiego zaduchu podziemi, w których błagalne głosy ludzkie powtarzały ze wszystkich kątów:
— Wiedźcie nas na śmierć!
Winicjusz wpił w dłonie paznokcie, czuł bowiem, że słabnie i że opuszcza go przytomność.
Wszystko, przez co przeszedł dotychczas, cała miłość i boleść zmieniła się w nim w jedną żądzę
śmierci.
Wtem tuż obok ozwał się głos dozorcy Cuchnących Dołów:
— A ile macie dziś trupów?
— Będzie z tuzin — odpowiedział strażnik więzienny — ale do rana będzie więcej, bo tam już
niektórzy rzężą pod ścianami.
I począł narzekać na kobiety, że ukrywają zmarłe dzieci dlatego, by dłużej je mieć przy sobie i nie
oddawać, póki można, do Cuchnących Dołów. Trzeba trupy poznawać dopiero po zapachu, przez co
powietrze, i tak straszne, psuje się jeszcze bardziej. „Wolałbym — mówił — być niewolnikiem w
wiejskim ergastulum niż pilnować tych gnijących za życia psów.” Dozorca Dołów pocieszał go,
twierdząc, że jego służba nie jest lżejsza. Przez ten czas Winicjuszowi wróciło poczucie
rzeczywistości i począł rozglądać się w podziemiu, w którym jednak na próżno szukał oczyma Ligii,
myśląc przy tym, że może jej wcale nie zobaczyć, dopóki będzie żywa. Piwnic było kilkanaście,
połączonych ze sobą świeżymi przekopami, czeladź zaś grabarska wchodziła tylko do tych, z których
trzeba było zabierać ciała zmarłych, zdjął go więc strach, że to, co kosztowało tyle trudów, może mu
na nic nie posłużyć.
Na szczęście jego patron przyszedł mu z pomocą.
— Ciała trzeba zaraz wynosić — rzekł — bo zaraza najbardziej szerzy się przez trupy. Inaczej
pomrzecie i wy, i więźniowie.
— Na wszystkie piwnice jest nas dziesięciu — odrzekł strażnik — i musimy przecie spać.
— To ja ci zostawię czterech moich ludzi, którzy w nocy będą chodzili po piwnicach i patrzyli, czy kto
nie umarł.
— Wypijemy jutro, jeśli to uczynisz. Każdego trupa niech zaniosą do próby, bo przyszły rozkazy, by
umarłym przekłuwać szyje, a potem zaraz z nimi do Dołów!
— Dobrze, ale wypijemy! — ozwał się dozorca.
Po czym wyznaczył czterech ludzi, a między nimi Winicjusza, z pozostałymi zaś zabrał się do
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional