kolej nie przyszła jeszcze na wiernego sługę Ligii, albowiem na stosie spłonął jakiś inny, zupełnie nie
znany Winicjuszowi chrześcijanin. Natomiast w następnym obrazie Chilon, którego cezar nie chciał
uwolnić od bytności na przedstawieniu, ujrzał znajomych sobie ludzi. Przedstawiano śmierć Dedala i
Ikara. W roli Dedala występował Eurycjusz, ten sam starzec, który w swoim czasie dał Chilonowi
znak ryby, w roli zaś Ikara syn jego, Kwartus. Obydwóch podniesiono za pomocą umyślnej
maszynerii w górę, a następnie strącono nagle z ogromnej wysokości na arenę, przy czym młody
Kwartus upadł tak blisko cesarskiego podium, iż obryzgał krwią nie tylko zewnętrzne ozdoby, ale i
wysłane purpurą oparcie. Chilon nie widział upadku, albowiem przymknął oczy, słyszał tylko głuche
uderzenie ciała, a gdy po chwili ujrzał krew tuż obok siebie, omal nie zemdlał po raz wtóry. Ale
obrazy zmieniały się prędko. Sromotne męki dziewic, hańbionych przed śmiercią przez gladiatorów
poprzebieranych za zwierzęta, rozradowały serca tłumów. Widziano kapłanki Kibeli i Cerery,
widziano Danaidy, widziano Dirce i Pasifae, widziano wreszcie dziewczątka niedorosłe, rozrywane
przez dzikie konie. Lud oklaskiwał coraz nowe pomysły cezara, który dumny z nich i uszczęśliwiony z
oklasków, nie odejmował teraz ani na chwilę szmaragdu od oka, przypatrując się białym ciałom
rozdzieranym przez żelazo i konwulsyjnym drganiom ofiar. Dawano jednak obrazy i z dziejów
miasta. Po dziewicach ujrzano Mucjusza Scewolę, którego ręka, przymocowana do trójnoga z
ogniem, napełniała swędem spalonego mięsa amfiteatr, ale który, jak prawdziwy Scewola, stał bez
jęku, z oczyma wzniesionymi w górę i z szeptem modlitwy na sczerniałych wargach. Po dobiciu go i
wywleczeniu ciała do spoliarium nastąpiła zwykła południowa przerwa w przedstawieniu. Cezar
wraz z westalkami i augustianami opuścił amfiteatr i udał się do wzniesionego umyślnie,
olbrzymiego szkarłatnego namiotu, w którym przygotowano dla niego i gości wspaniałe prandium.
Tłumy po większej części poszły za jego przykładem i wylewając się na zewnątrz, rozkładały się w
malowniczych grupach obok namiotu, aby dać odpoczynek znużonym przez długie siedzenie
członkom i spożyć potrawy, które z łaski cezara obficie roznosili niewolnicy. Najciekawsi tylko po
opuszczeniu siedzeń zeszli na samą arenę i dotykając palcami lepkiego od krwi piasku rozprawiali
jako znawcy i lubownicy o tym, co się już odbyło i co jeszcze miało nastąpić. Wkrótce jednak odeszli
i rozprawiacze, aby nie spóźnić się na ucztę; zostało tylko kilku ludzi, których zatrzymała nie
ciekawość, ale współczucie dla przyszłych ofiar.
Ci ukryli się w przedziałach lub na niższych miejscach, a tymczasem zrównano arenę i poczęto kopać
w niej doły, jeden przy drugim, rzędami, przez całe kolisko, od brzegu do brzegu, tak że ostatni ich
szereg przypadał o kilkanaście kroków od cesarskiego podium. Z zewnątrz cyrku dochodził gwar
ludu, krzyki i oklaski, a tu czyniono z gorączkowym pośpiechem przygotowania do jakichś nowych
mąk. Naraz otwarły się cunicula i ze wszystkich otworów prowadzących na arenę poczęto wypędzać
gromady chrześcijan, nagich i dźwigających krzyże na ramionach. Zaroił się od nich cały amfiteatr.
Biegli starcy pochyleni pod ciężarem drewnianych bierwion, obok nich mężczyźni w sile wieku,
kobiety z rozpuszczonymi włosami, pod którymi starały się ukryć swą nagość, chłopięta niedorosłe i
całkiem małe dzieci. Krzyże w większej części, również jak ofiary, uwieńczone były kwiatami. Służba
cyrkowa, ćwicząc nieszczęsnych batami, zmuszała ich, by układali krzyże wedle gotowych dołów i
sami stawali przy nich szeregiem. W ten sposób mieli zginąć ci, których pierwszego dnia igrzysk nie