— Tak jest! — rzekł Winicjusz. — Stróże chcieli się zgodzić nawet na jej ucieczkę, tym bardziej
pozwolą ją wynieść jako umarłą.
— Jest wprawdzie człowiek — rzekł Nazariusz — który sprawdza rozpalonym żelazem, czy ciała,
które wynosimy, są martwe. Ale ten bierze nawet po kilka sestercji za to, by nie dotykał żelazem
twarzy zmarłych. Za jeden aureus dotknie trumny, nie ciała.
— Powiedz mu, że dostanie pełną kapsę aureusów — rzekł Petroniusz. Ale czy potrafisz dobrać
pewnych pomocników?
— Potrafię dobrać takich, którzy by za pieniądze sprzedali własne żony i dzieci.
— Gdzie ich znajdziesz?
— W samym więzieniu lub na mieście. Stróże, raz zapłaceni, wprowadzą, kogo zechcę.
— W takim razie wprowadzisz jako najemnika mnie — rzekł Winicjusz.
Lecz Petroniusz począł mu odradzać z całą stanowczością, aby tego nie czynił. Pretorianie mogliby
go poznać nawet w przebraniu i wszystko mogłoby przepaść. „Ani w więzieniu, ani przy Cuchnących
Dołach! — mówił. — Trzeba, żeby wszyscy, i cezar, i Tygellinus, byli przekonani, że ona umarła,
inaczej bowiem nakazaliby w tej chwili pościg. Podejrzenia możemy uśpić tylko w ten sposób, że
gdy ją wywiozą w Góry Albańskie lub dalej, do Sycylii, my zostaniemy w Rzymie. W tydzień lub dwa
dopiero ty zachorujesz i wezwiesz Neronowego lekarza, który ci każe wyjechać w góry. Wówczas
połączycie się, a potem…”
Tu zamyślił się na chwilę, a następnie machnąwszy dłonią rzekł:
— Potem nadejdą może inne czasy.
— Niech Chrystus zmiłuje się nad nią — rzekł Winicjusz — bo ty mówisz o Sycylii, a ona jest chora i
może umrzeć…
— Umieścimy ją tymczasem bliżej. Ją uleczy samo powietrze, byleśmy ją wyrwali z więzienia. Zali
nie masz gdzie w górach jakiego dzierżawcy, któremu mógłbyś zaufać?
— Tak jest! Mam! Tak! — odpowiedział śpiesznie Winicjusz. — Jest około Corioli w górach człowiek
pewny, który mnie na ręku nosił, gdym był jeszcze dzieckiem, i który miłuje mnie dotychczas.
Petroniusz podał mu tabliczki.
— Napisz do niego, by tu przybył jutro. Gońca wyślę natychmiast.
To rzekłszy zawołał przełożonego atrium i wydał mu odpowiednie rozkazy. W kilka chwil później
konny niewolnik ruszył na noc do Corioli.
— Chciałbym — rzekł Winicjusz — by Ursus towarzyszył jej w drodze… Byłbym spokojniejszy…
— Panie — rzekł Nazariusz — człowiek to nadludzkiej siły, który wyłamie kratę i pójdzie za nią. Jest
jedno okno nad stromą, wysoką ścianą, pod którym straż nie stoi. Przyniosę Ursusowi sznur, a
reszty on sam dokona.
— Na Herkulesa! — rzekł Petroniusz. — Niech się wyrywa, jak mu się podoba, ale nie razem z nią i
nie w dwa lub trzy dni po niej, bo poszliby za nim i odkryli jej schronienie. Na Herkulesa! Czy chcecie
zgubić siebie i ją? Zakazuję wam wspominać mu o Corioli albo umywam ręce.
Oni obaj uznali słuszność jego uwagi i umilkli. Po czym Nazariusz począł się żegnać, obiecując przyjść
nazajutrz o świcie.