lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 268

rozkoszą wciągał w płuca jej wyziewy.
Zwyciężeni legli wreszcie niemal wszyscy. Zaledwie kilku rannych klękło na środku areny i chwiejąc
się wyciągnęło ku widzom ręce z prośbą o zmiłowanie. Zwycięzcom rozdano nagrody, wieńce,
gałązki oliwne i nastąpiła chwila odpoczynku, która z rozkazu wszechwładnego cezara zmieniła się w
ucztę. W wazach zapalono wonności. Skrapiacze zraszali lud deszczykiem szafrannym i fiołkowym.
Roznoszono chłodniki, pieczone mięsiwa, słodkie ciasta, wino, oliwę i owoce. Lud pożerał,
rozmawiał i wykrzykiwał na cześć cezara, by skłonić go do tym większej hojności. Jakoż gdy
nasycono głód i pragnienie, setki niewolników wniosły pełne podarunków kosze, z których
przybrane za amorów pacholęta wyjmowały rozmaite przedmioty i obu rękoma rozrzucały wśród
ławek. W chwili gdy rozdawano loteryjne tessery, powstała bójka: ludzie cisnęli się, przewracali,
deptali jedni po drugich, krzyczeli o ratunek, przeskakiwali przez rzędy siedzeń i dusili się w
straszliwym tłoku, kto bowiem dostał szczęśliwą liczbę, mógł wygrać nawet dom z ogrodem,
niewolnika, wspaniałą odzież lub osobliwe dzikie zwierzę, które następnie sprzedawał do
amfiteatru. Czyniły się z tego powodu takie zamęty, że częstokroć pretorianie musieli wprowadzać
ład, po każdym zaś rozdawnictwie wynoszono z widowni ludzi z połamanymi rękoma, nogami lub
nawet zadeptanych na śmierć w ścisku.
Lecz bogatsi nie brali udziału w walce o tessery. Augustianie zabawiali się tym razem widokiem
Chilona i przedrwiwaniem z jego daremnych usiłowań, by pokazać ludziom, że na walkę i rozlew
krwi może patrzeć tak dobrze jak każdy inny. Próżno jednak nieszczęśliwy Grek marszczył brwi,
zagryzał wargi i zaciskał pięści tak, że aż paznokcie wpijały mu się w dłonie. Zarówno jego grecka
natura, jak i jego osobiste tchórzostwo nie znosiły takich widowisk. Twarz mu pobladła, czoło
operliło się kroplami potu, wargi posiniały, oczy wpadły, zęby poczęły szczękać, a ciało chwyciła
drżączka. Po ukończonej walce przyszedł nieco do siebie, lecz gdy wzięto go na języki, zdjął go nagły
gniew i począł odgryzać się rozpaczliwie.
— Ha, Greku! Nieznośny ci widok podartej ludzkiej skóry — mówił pociągając go za brodę
Watyniusz.
Chilo zaś wyszczerzył na niego swe dwa ostatnie żółte zęby i odrzekł:
— Mój ojciec nie był szewcem, więc nie umiem jej łatać.
— Macte! Habet! — zawołało kilka głosów.
Lecz inni drwili dalej.
— Nie on winien, że zamiast serca ma w piersiach kawał sera! — zawołał Senecjo.
— Nie tyś winien, że zamiast głowy masz pęcherz — odparł Chilo.
— Może zostaniesz gladiatorem! Dobrze byś wyglądał z siecią na arenie.
— Gdybym ciebie w nią złowił, złowiłbym cuchnącego dudka.
— A jak będzie z chrześcijanami? — pytał Festus z Ligurii. — Czy nie chciałbyś zostać psem i kąsać
ich?
— Nie chciałbym zostać twoim bratem.
— Ty meocki trądzie!
— Ty liguryjski mule!
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional