ławkach oklaski, które wkrótce zmieniły się w jedną ogromną i przeciągłą burzę. Od góry do dołu
widać było rozpalone twarze, klaszczące dłonie i otwarte usta, z których wyrywały się okrzyki. Oni
zaś okrążyli całą arenę krokiem równym i sprężystym, migocąc orężem i bogatymi zbrojami, po czym
zatrzymali się przed cesarskim podium dumni, spokojni i świetni. Przeraźliwy głos rogu uciszył
oklaski, a wówczas zapaśnicy wyciągnęli w górę prawice i wznosząc oczy i głowy ku cesarzowi,
poczęli wołać, a raczej śpiewać przeciągłymi głosami:
Ave, caesar imperator!
Morituri te salutant!
Za czym rozsunęli się szybko, zajmując osobne miejsca na okręgu areny. Mieli na siebie uderzać
całymi oddziałami, lecz pierwej dozwolono słynniejszym szermierzom stoczyć ze sobą szereg
pojedynczych walk, w których najlepiej okazywała się siła, zręczność i odwaga przeciwników. Jakoż
wnet spomiędzy „Galów” wysunął się zapaśnik, znany dobrze miłośnikom amfiteatru pod imieniem
„Rzeźnika” (Lanio), zwycięzca w wielu igrzyskach. W wielkim hełmie na głowie i pancerzu,
opinającym z przodu i z tyłu jego potężną pierś, wyglądał w blasku na żółtej arenie jak olbrzymi
błyszczący żuk. Nie mniej słynny retiarius, Kalendio, wystąpił przeciw niemu.
Między widzami poczęto się zakładać:
— Pięćset sestercji za Galem!
— Pięćset za Kalendiem!
— Na Herkulesa! Tysiąc!
— Dwa tysiące!
Tymczasem Gal doszedłszy do środka areny, począł się znów cofać z nastawionym mieczem i
zniżając głowę przypatrywał się uważnie przez otwory w przyłbicy przeciwnikowi, lekki zaś, o
ślicznych posągowych kształtach retiarius, całkiem nagi, prócz przepaski w biodrach, okrążał szybko
ciężkiego nieprzyjaciela, machając z wdziękiem siecią, pochylając lub podnosząc trójząb i śpiewając
zwykłą pieśń „sieciarzy”:
Nie chcę ciebie, ryby szukam,
Czemu zmykasz, Galu?
Lecz Gal nie zmykał, po chwili bowiem zatrzymał się i stanąwszy w miejscu, począł obracać się tylko
nieznacznym ruchem, tak aby zawsze mieć z przodu nieprzyjaciela. W jego postaci i potwornie
wielkiej głowie było teraz coś strasznego. Widzowie rozumieli doskonale, że to ciężkie, zakute w
miedź ciało zbiera się do nagłego rzutu, który może walkę rozstrzygnąć. Sieciarz tymczasem to
przyskakiwał do niego, to odskakiwał, czyniąc swymi potrójnymi widłami ruchy tak szybkie, że
wzrok ludzki z trudnością mógł za nimi podążyć. Dźwięk zębów o tarczę rozległ się kilkakrotnie, lecz
Gal ani się zachwiał, dając tym świadectwo olbrzymiej swej siły. Cała jego uwaga zdawała się być
skupioną nie na trójząb, ale na sieć, która krążyła ustawicznie nad jego głową jak ptak złowrogi.
Widzowie, zatrzymawszy oddech w piersi, śledzili mistrzowską grę gladiatorów. Lanio, upatrzywszy
chwilę, runął wreszcie na przeciwnika, ów zaś z równą szybkością przemknął się pod jego mieczem i
wzniesionym ramieniem, wyprostował się i rzucił siecią.
Gal, zwróciwszy się na miejscu, zatrzymał ją tarczą, po czym rozskoczyli się obaj. W amfiteatrze