lektory on-line

Chłopi - Władysław Reymont - Strona 260

— A któż mu to poniesie brzucho! — zaśmiała się Jagustynka. — Sam go nie udźwignie bez tylachny karwas drogi. Obiecuje, jak zawdy.
— Byłam już parę razy z kompanią, ale bym co roku chodziła — westchnęła Filipka zza wody.
— Na próżniaczkę kużden łakomy.
— Jezu! — ciągnęła gorąco, nie bacząc na przycinki. — A dyć to człowiek jakby szedł do nieba, tak mu jest w tej drodze lekko i dobrze. A co się napatrzy świata, a co się nasłucha, co się namodli! Jeno parę niedziel, a widzi się człowiekowi, jakoby na całe roki zbył się bied a turbacji. Jakby się potem na nowo narodził!
— Prawda, to łaska boska tak krzepi! Juści — przytwierdzały niektóre.
Od wsi, ścieżką nad rzeką, między szuwarami a gęstą, młodą olszyną, przemykała się ku nim jakaś dziewczyna. Hanka przysłoniła oczy od słońca, ale nie mogła rozeznać, dopiero z bliska poznała Józkę, która leciała, jak jeno mogła, już z dala krzycząc i wytrząchając rękami:
— Hanuś! Antek wrócili! Hanuś!
Hanka prasnęła motyczką i porwała się kiej ptak do lotu, ale się w mig opamiętała, opuściła podkasany wełniak i chocia ją ponosiło, chocia serce się tłukło, że tchu brakowało i ledwie poredziła przemówić, rzekła spokojnie jakby nigdy nic:
— Róbcie tu same, a na śniadanie przychodźta do chałupy.
Odeszła z wolna, bez pośpiechu, przepytując Józkę o wszystko.
Kobiety poglądały na się, do cna stropione jej spokojnością.
— Jeno la oczów ludzkich taka spokojna. Żeby się nie prześmiewali, co jej pilno do chłopa. Ja bym ta nie wytrzymała! — mówiła Jagustynka.
— Ani ja! Bych się jeno Antkowi nie zachciało nowych jamorów…
— Nie ma już na podorędziu Jagusi, to może mu się odechce.
— Moiście! Jak chłopu zapachnie kiecka, to za nią w cały świat gotów.
— Oj prawda, bydlę się nie tak łacno narowi do szkody jak chłop niektóry…
Plotły, ledwie się już ruchając przy robocie, a Hanka szła wciąż jednako i jakby z rozmysłu pogadując z napotkanymi, chocia i nie wiedziała, co mówi ni co odpowiadają, bo w głowie miała to jedno, że Antek wrócił i na nią czeka.
— I z Rochem przyszedł? — pytała jedno w kółko.
— A z Rochem! Dyć już wam mówiłam!
— A jaki, co? Jaki?
— Wiem to jaki? Przyszedł i zaraz z progu pyta: kaj Hanka? Powiedziałam i zarno w te pędy po was, no i tyla!
— Pytał o mnie! Niech ci Pan Jezus… Niech ci… — zaniesła się radością.
Dojrzała go już z daleka, siedział z Rochem w ganku, a uwidziawszy ją wyszedł naprzeciw w opłotki.
Szła ku niemu coraz wolniej i coraz ciężej, chytając się po drodze płota, gdyż nogi się pod nią gięły, brakowało tchu, dusiły łzy i w głowie miała taki mąt, co ledwie zdoliła wyjąkać:
— Ty żeś to! Tyżeś! — łzy zalały resztę słów nabranych radością.
— A ja, Hanuś! Ja! — przygarnął ją mocno do piersi, a przytulał z dobrością i z całego serca. Cisnęła się też do niego zgoła już bez pamięci, a jeno te szczęsne łzy spływały ciurkiem po twarzy zbladłej i wargi się trzęsły, dawała mu się w ramiona wszystka, kiej to utęsknione dzieciątko.
Długo nie poredziła przemówić, ale cóż to mogła rzec i jak wypowiedzieć, co się w niej działo! Dyć byłaby klękała przed nim, dyć byłaby prochy zmiatała, więc jeno niekiedy rwało się jej z piersi jakieś słowo, padając kiej to ważne ziarno i kiej ten kwiat pachnący weselem i oroszony krwią serdeczną, a oczy wierne i oddane, oczy pełne bezgranicznego miłowania kładły mu się pod stopy kiej psy, zdając się na wolę jego i na jego łaskę.
— Zmizerowałaś się, Hanuś! — szepnął gładząc ją pieściwie po twarzy.
— Jakże… tylam przeniesła, tylam się wyczekała…
— Zapracowała się kobieta — ozwał się Rocho.
— To i wy jesteście! Całkiem o was przepomniałam! — jęła go witać i całować po rękach, on zaś rzekł żartobliwie:
— Nie dziwota. Obiecałem go wam przywieść, to go sobie macie…
— A mam! Mam! — zawołała stając w nagłym podziwie przed Antkiem, wybielał bowiem, wydelikatniał i taki się widział urodny, mocarny, pański, jakby zgoła kto drugi, pojąć tego nie mogła.
— Przemieniłem się to, co tak po mnie ślepiasz?
— Niby nie, ale całkiem jesteś jakiś zgoła inakszy.
— Poczekaj, pójdę w pole do roboty, to zarno będę jak przódzi.
Skoczyła naraz do izby po najmłodsze dziecko.
— Jeszczech go nie widziałeś! — wołała wynosząc rozkrzyczanego chłopaka — popatrz jeno, podobny do cię jak dwie krople.
— Sielny parob! — zawinął go w róg kapoty i pohuśtywał.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional