grodzie szatana chcesz założyć stolicę Twoją? Tu, z tych łez i z tej krwi chcesz zbudować kościół
Twój? Tu, gdzie dziś włada Neron, ma stanąć wieczyste królestwo Twoje? O Panie, Panie! I każesz
tym trwożnym, aby z kości swych zbudowali fundament pod Syjon świata, a duchowi memu każesz
objąć rząd nam nim i nad ludami ziemi?… I oto zlewasz zdrój mocy na słabych, aby się stali silni, i oto
każesz mi paść stąd baranki Twoje, aż do spełnienia wieków… O, bądźże pochwalony w wyrokach
Twoich, który każesz zwyciężać. Hosanna! Hosanna!…
Ci, którzy byli trwożni, powstali, w tych, którzy zwątpili, wpłynęły strumienie wiary. Jedne głosy
zawołały naraz: „Hosanna!”, inne: „Pro Christo!”, po czym zapadła cisza. Jasne letnie błyskawice
rozświecały wnętrze szopy i twarze pobladłe ze wzruszenia.
Piotr, zapatrzony w widzenie, modlił się jeszcze długo, lecz na koniec zbudził się, zwrócił do
gromady swą natchnioną, pełną światła głowę i rzekł:
— Oto jako Pan zwyciężył w was zwątpienie, tak i wy idźcie zwyciężać w imię Jego!
I chociaż wiedział już, że zwyciężą, choć wiedział, co wyrośnie z ich łez i krwi, jednak głos zadrgał mu
wzruszeniem, gdy począł żegnać ich krzyżem i mówił:
— A teraz błogosławię was, dzieci moje, na mękę, na śmierć i na wieczność!
Lecz oni opadli go wołając: „My już gotowi, ale ty, święta głowo, chroń się, albowiem tyś jest
namiestnik, który sprawuje rząd Chrystusów!” I tak mówiąc czepiali się jego szat, on zaś kładł ręce
na ich głowach i żegnał każdego z osobna, równie jak ojciec żegna dzieci, które wysyła w podróż
daleką.
I zaraz poczęli wychodzić z szopy, albowiem pilno już im było do domów, a z nich do więzień i na
areny. Umysły ich oderwały się od ziemi, dusze wzięły lot ku wieczności i szli, jakby w śnie lub w
zachwyceniu, przeciwstawiać tę siłę, która w nich była, sile i okrucieństwu „bestii”.
Apostoła zaś wziął Nereusz, sługa Pudensa, i wiódł go ukrytą w winnicy ścieżką do swego domu.
Lecz wśród jasnej nocy postępował za nimi Winicjusz i gdy wreszcie doszli do Nereuszowej chaty,
rzucił się nagle do nóg Apostoła.
Ów zaś, poznawszy go, zapytał:
— Czego żądasz, synu?
Ale Winicjusz po tym, co słyszał w szopie, nie śmiał go już o nic błagać, tylko objąwszy obiema
rękami jego stopy przyciskał do nich ze łkaniem czoło, wzywając w ten niemy sposób litości. Ów zaś
rzekł:
— Wiem. Wzięlić dzieweczkę, którą umiłowałeś. Módl się za nią.
— Panie! — jęknął Winicjusz obejmując jeszcze silniej stopy Apostoła. — Panie! Jam robak lichy,
aleś ty znał Chrystusa, ty Go błagaj, ty wstaw się za nią.
I drżał z bólu jak liść, i bił czołem w ziemię, albowiem poznawszy moc Apostoła wiedział, iż on jeden
może mu ją przywrócić.
A Piotr wzruszył się tą boleścią. Przypomniał sobie, jak niegdyś i Ligia, zgromiona przez Kryspusa,
leżała tak samo u jego nóg, żebrząc litości. Przypomniał sobie, że ją podniósł i pocieszył, więc teraz
podniósł Winicjusza.
— Synaczku — rzekł — będę się modlił za nią, lecz ty pomnij, com mówił tamtym wątpiącym, że