— Dzieci moje! Na Golgocie widziałem, jak Boga przybijali do krzyża. Słyszałem młoty i widziałem,
jak podnieśli krzyż do góry, aby rzesze patrzyły na śmierć Syna człowieczego…
……………….
…I widziałem, jak mu otworzyli bok i jak umarł. A wówczas, wracając od krzyża, wołałem w boleści,
jako wy wołacie: „Biada! Biada! Panie! Tyś Bóg! Czemużeś na to pozwolił, czemuś umarł i czemuś
utrapił nam serca, którzyśmy wierzyli, że przyjdzie królestwo Twoje?…”
…A on, Pan nasz i Bóg nasz, trzeciego dnia zmartwychwstał i był między nami, póki w wielkiej
światłości nie wstąpił do królestwa swego…
A my, poznawszy małą wiarę naszą, umocniliśmy się w sercach i odtąd siejemy ziarno Jego…
……………….
Tu zwróciwszy się w stronę, skąd wyszła pierwsza skarga, począł mówić silniejszym już głosem:
— Czemu się skarżycie?… Bóg sam poddał się męce i śmierci, a wy chcecie, by was przed nią osłonił?
Ludzie małej wiary! Zaliście pojęli Jego naukę, zali On wam to jedno życie obiecał? Oto przychodzi
do was i mówi wam: „Pójdźcie drogą moją”, oto podnosi was ku sobie, a wy czepiacie się ziemi
rękoma, wołając: „Panie, ratuj!” Ja, proch przed Bogiem, lecz wobec was Apostoł Boży i namiestnik,
mówię wam w imię Chrystusa: nie śmierć przed wami, lecz życie, nie męki, lecz nieprzebrane
rozkosze, nie łzy i jęki, lecz śpiewanie, nie niewola, lecz królowanie! Ja, Apostoł Boży, mówię tobie,
wdowo: syn twój nie umrze, jeno narodzi się w chwale na życie wieczne i połączysz się z nim! Tobie,
ojcze, któremu kaci splamili córki niewinne, obiecuję, że odnajdziesz je bielsze od lilij Hebronu!
Wam, matki, które porwą od sierot, wam, którzy stracicie ojców, wam, którzy się skarżycie, wam,
którzy będziecie patrzyć na śmierć umiłowanych, wam, stroskani, nieszczęśliwi, trwożni, i wam,
mający umrzeć, w imię Chrystusa powiadam, iż zbudzicie się jako ze snu na szczęsne czuwanie i jako
z nocy na świt Boży. W imię Chrystusa, niech spadnie bielmo z oczu waszych i rozgoreją serca!
To rzekłszy podniósł dłoń, jak gdyby rozkazywał, a oni uczuli nową krew w żyłach i zarazem dreszcz
w kościach, bo stał już przed nimi nie starzec zgrzybiały i strapiony, ale mocarz, który brał ich dusze i
dźwigał je z prochu i trwogi.
— Amen! — zawołało kilka głosów.
Jemu zaś z oczu bił blask coraz większy i szła od niego siła, szedł majestat, szła świętość. Głowy
chyliły się przed nim, a on, gdy umilkło „amen”, mówił dalej:
— Siejcie w płakaniu, abyście zbierali w weselu. Czemu lękacie się mocy złego? Nad ziemią, nad
Rzymem, nad murami miast jest Pan, który zamieszkał w was. Kamienie zwilgną od łez, piasek
przesiąknie krwią, pełne będą doły ciał waszych, a ja wam powiadam: wyście zwycięzcy! Pan idzie
na podbój tego miasta zbrodni, ciemięstwa i pychy, a wyście legia Jego! I jako sam odkupił męką i
krwią grzechy świata, tak chce, abyście wy odkupili męką i krwią to gniazdo nieprawości!… To wam
oznajmia przez wargi moje!
I rozłożył ręce, a oczy utkwił w górze, im zaś serca przestały prawie bić w piersi, albowiem uczuli, że
wzrok jego widzi coś, czego nie mogą dojrzeć ich śmiertelne źrenice.
Jakoż twarz mu się zmieniła i oblała się jasnością, i patrzył czas jakiś w milczeniu, jakby oniemiał z
zachwytu, lecz po chwili usłyszano jego głos: