Jednakże męka Winicjusza przeszła wszystko, co siły ludzkie znieść mogą. Od chwili gdy Ligia była
uwięziona i gdy padł na nią blask przyszłego męczeństwa, nie tylko pokochał ją stokroć więcej, ale
po prostu począł jej oddawać w duszy cześć niemal religijną, jakby nadziemskiej istocie. A teraz na
myśl, że tę istotę i ukochaną, i zarazem świętą musi stracić, i że prócz śmierci spaść mogą na nią
męczarnie od samej śmierci straszniejsze, krew stygła mu w żyłach, dusza zmieniała się w jeden
jęk, mieszały się zmysły. Chwilami zdawało mu się, że czaszkę wypełnia mu żywy ogień, który ją
spali lub rozsadzi. Przestał rozumieć, co się dzieje, przestał rozumieć, dlaczego Chrystus, ów
miłosierny, ów Bóg, nie przychodzi w pomoc swym wyznawcom, dlaczego okopcone mury Palatynu
nie zapadają się pod ziemię, a z nimi razem Nero, augustianie, obóz pretorianów i całe to miasto
zbrodni. Mniemał, że nie może i nie powinno być inaczej i że to wszystko, na co patrzą jego oczy, od
czego łamie się dusza i skowyczy serce, to sen. Lecz ryk zwierząt mówił mu, że to rzeczywistość; huk
siekier, spod których wyrastały areny, mówił mu, że to rzeczywistość, a potwierdzały ją wycie ludu i
przepełnione więzienia. Wówczas przerażała się w nim wiara w Chrystusa i to przerażenie było
nową męką, może ze wszystkich najstraszniejszą.
A tymczasem Petroniusz mówił mu:
— Pamiętaj, przez co przed śmiercią przeszła córka Sejana.
Rozdział pięćdziesiąty trzeci
I wszystko zawiodło. Winicjusz zniżył się do tego stopnia, że szukał poparcia u wyzwoleńców i
niewolnic, tak cezara, jak i Poppei, przepłacał ich czcze obietnice, zjednywał sobie bogatymi
podarkami ich względy. Odnalazł pierwszego męża Augusty, Rufiusa Kryspinusa, i uzyskał od niego
list; podarował wille w Ancjum synowi jej z pierwszego małżeństwa, Rufiusowi, lecz rozgniewał tym
tylko cezara, który pasierba nienawidził. Przez umyślnego gońca pisał do drugiego męża Poppei,
Othona, do Hiszpanii, ofiarował całe swe mienie i siebie samego, aż wreszcie spostrzegł, że był tylko
igraszką ludzi i że gdyby był udawał, iż więzienie Ligii mało go obchodzi, byłby ją prędzej uwolnił.
Toż samo spostrzegł i Petroniusz. Tymczasem płynął dzień za dniem. Amfiteatry były skończone.
Rozdawano już tessery, to jest znaki wejścia na ludus matutinus. Lecz tym razem igrzysko
„poranne” z powodu niesłychanej ilości ofiar miało się rozciągnąć na dnie, tygodnie i miesiące. Nie
wiedziano już, gdzie mieścić chrześcijan. Więzienia były natłoczone i srożyła się w nich gorączka.
Puticuli, to jest wspólne doły, w których chowano niewolników, poczęły się przepełniać. Powstała
obawa, by choroby nie rozszerzyły się na całe miasto, więc postanowiono się śpieszyć.
A wszystkie owe wieści obijały się o uszy Winicjusza gasząc w nim ostatnie przebłyski nadziei. Póki
był czas, mógł się łudzić, że coś jeszcze wskóra, ale teraz nie było już i czasu. Widowiska miały się
rozpocząć. Ligia lada dzień mogła znaleźć się w cuniculum cyrkowym, skąd wyjście było już tylko na
arenę. Winicjusz nie wiedząc, gdzie rzuci ją los i okrucieństwo przemocy, począł obchodzić wszystkie
cyrki, przekupywać stróżów i bestiariów, stawiając im żądania, których nie mogli spełnić. Czasem
spostrzegał się, że już pracuje tylko nad tym, by jej uczynić śmierć mniej straszną, i wówczas to
właśnie czuł, że zamiast mózgu ma rozżarzone węgle pod czaszką.
Nie myślał zresztą jej przeżyć i postanowił zginąć z nią razem. Lecz sądził, że ból może wypali w nim
życie, zanim straszliwy termin nadejdzie. Jego przyjaciele i Petroniusz mniemali również, iż lada