— Ja cię pojmuję — rzekł — ale jak ją chcesz ratować?
— Przepłaciłem stróżów naprzód dlatego, by ratować ją od zniewag, a po wtóre, by nie
przeszkadzali jej w ucieczce.
— Kiedy to ma nastąpić?
— Odpowiedzieli, że nie mogą wydać mi jej natychmiast, albowiem boją się odpowiedzialności. Gdy
więzienia napełnią się mnóstwem ludzi i gdy straci się rachunek więźniów, wówczas mi ją oddadzą.
Ale to ostateczność! Pierwej ty ratuj ją i mnie! Jesteś przyjacielem cezara. On sam mi ją oddał. Idź
do niego i ratuj mnie!
Petroniusz, zamiast odpowiedzieć, zawołał niewolnika i rozkazawszy mu przynieść dwa ciemne
płaszcze i dwa miecze, zwrócił się do Winicjusza.
— Po drodze ci odpowiem — rzekł. — Tymczasem weź płaszcz, weź broń i pójdziemy do więzienia.
Tam daj stróżom sto tysięcy sestercji, daj dwakroć i pięćkroć więcej, byle wypuścili Ligię
natychmiast. Inaczej będzie za późno.
— Pójdźmy — rzekł Winicjusz.
I po chwili obaj znaleźli się na ulicy.
— A teraz słuchaj mnie — rzekł Petroniusz. — Nie chciałem tracić czasu. Jestem od dziś w niełasce.
Moje własne życie wisi na włosku i dlatego nie mogę nic wskórać u cezara. Gorzej! Mam pewność,
że postąpi wbrew mojej prośbie. Gdyby nie to, czyż byłbym ci radził, byś uciekał z Ligią lub odbił ją?
Przecie gdybyś ty zdołał ujść, gniew cezara zwróciłby się na mnie. Ale on prędzej by dziś uczynił coś
na twoją prośbę niż na moją. Nie licz jednak na to. Wydobądź ją z więzienia i uciekaj! Nic więcej ci
nie pozostaje. Gdy się to nie uda, wówczas będzie czas na inne sposoby. Tymczasem wiedz, że Ligię
uwięziono nie tylko za wiarę w Chrystusa. Ją i ciebie ściga gniew Poppei. Czy ty pamiętasz, żeś
obraził Augustę, żeś ją odrzucił? Ona zaś wie, żeś ją odrzucił dla Ligii, którą i tak znienawidziła od
pierwszego rzutu oka. Wszakże już i poprzednio usiłowała ją zgubić przypisując jej czarom śmierć
swego dziecka. W tym, co się stało, jest ręka Poppei! Czymże wytłumaczysz, że Ligia została
pierwsza uwięziona? Kto mógł wskazać dom Linusa? A ja ci mówię, że szpiegowano ją od dawna!
Wiem, że ci rozdzieram duszę i odejmuję resztę nadziei, ale mówię ci to umyślnie dlatego, że jeśli
jej nie uwolnisz, zanim nie wpadną na myśl, iż będziesz próbował, to zginiecie oboje.
— Tak jest! Rozumiem! — odrzekł głucho Winicjusz.
Ulice z powodu późnej godziny były puste, jednak dalszą rozmowę przerwał im idący z przeciwka
spity gladiator, który zatoczył się na Petroniusza tak, iż wsparł się dłonią na jego ramieniu,
oblewając mu twarz przesiąkniętym winem oddechem i wrzeszcząc ochrypłym głosem:
— Chrześcijanie dla lwów!
— Mirmilonie — ozwał się spokojnie Petroniusz — posłuchaj dobrej rady i ruszaj w swoją drogę.
Wtem pijany schwycił go i drugą ręką za ramię:
— Krzycz wraz ze mną, inaczej skręcę ci kark: chrześcijanie dla lwów!
Lecz nerwy Petroniusza miały już dosyć tych wrzasków. Od chwili wyjścia z Palatynu dusiły go one
jak zmora i rozdzierały mu uszy, więc gdy ujrzał przy tym wzniesioną nad sobą pięść olbrzyma,
wyczerpała się miara jego cierpliwości.