Tu wzruszył ramionami:
„Oni tam może myślą, że w tej chwili drżą mi kolana i strach podnosi mi włosy na głowie, a ja
wróciwszy do domu wezmę kąpiel w fiołkowej wodzie, po czym moja Złotowłosa sama mnie
namaści i po posiłku każemy sobie śpiewać na głosy ten hymn do Apollina, który ułożył Antemios.
Sam kiedyś powiedziałem: „O śmierci nie warto myśleć, bo ona bez naszej pomocy o nas myśli”.
Byłoby jednak rzeczą godną podziwu, gdyby naprawdę istniały jakie Pola Elizejskie, a na nich
cienie… Eunice przyszłaby z czasem do mnie i błądzilibyśmy razem po łąkach porosłych asfodelem.
Znalazłbym też towarzystwo lepsze niż tu. Co za błazny! Co za kuglarze, co za gmin plugawy bez
smaku i poloru! Dziesięciu arbitrów elegancji nie przerobiłoby tych Trymalchionów na przyzwoitych
ludzi. Na Persefonę! Mam ich dosyć!”
Lecz następnie począł zastanawiać się nad położeniem. Dzięki swej przenikliwości zrozumiał, że
zguba nie grozi mu natychmiast. Nero skorzystał przecie z odpowiedniej chwili, aby wypowiedzieć
kilka pięknych, podniosłych słów o przyjaźni, o przebaczeniu, i poniekąd związał się nimi. Będzie
teraz musiał szukać pozorów, a nim je znajdzie, może upłynąć sporo czasu. „Przede wszystkim
wyprawi igrzysko z chrześcijan — mówił sobie Petroniusz — potem dopiero pomyśli o mnie, a jeśli
tak, to nie warto się tym kłopotać ni zmieniać trybu życia. Bliższe niebezpieczeństwo grozi
Winicjuszowi!…”
I odtąd myślał już tylko o Winicjuszu, którego postanowił ratować.
Niewolnicy nieśli szybko lektykę wśród ruin, popielisk i kominów, jakimi były jeszcze zapełnione
Karyny, lecz on rozkazał im biec pędem, by jak najprędzej stanąć u siebie. Winicjusz, którego insula
spłonęła, mieszkał u niego i na szczęście był w domu.
— Widziałeś dziś Ligię? — spytał go na wstępie Petroniusz.
— Od niej wracam.
— Słuchajże, co ci powiem, i nie trać czasu na pytania. Postanowiono dziś u cezara złożyć na
chrześcijan winę za podpalenie Rzymu. Grozi im prześladowanie i męki. Pościg rozpocznie się lada
chwila. Bierz Ligię i uciekajcie natychmiast choćby za Alpy lub do Afryki. I śpiesz się, bo z Palatynu
bliżej na Zatybrze niż stąd!
Winicjusz był istotnie nadto żołnierzem, by tracić czas na zbyteczne pytania. Słuchał z namarszczoną
brwią, z twarzą skupioną i groźną, ale bez przerażenia. Widocznie pierwszym uczuciem, jakie
budziło się w tej naturze wobec niebezpieczeństwa, była chęć walki i obrony.
— Idę — rzekł.
— Słowo jeszcze: weź kapsę ze złotem, weź broń i garść twoich ludzi chrześcijan. W razie potrzeby,
odbij!
Winicjusz był już we drzwiach atrium.
— Przyślij mi wiadomość przez niewolnika — zawołał za odchodzącym Petroniusz.
I pozostawszy sam, począł chodzić wzdłuż kolumn zdobiących atrium, rozmyślając nad tym, co się
stanie. Wiedział, że Ligia i Linus wrócili po pożarze do dawnego domu, który, jak większa część
Zatybrza, ocalał, i to była okoliczność niepomyślna, inaczej bowiem niełatwo byłoby ich odnaleźć
wśród tłumów. Spodziewał się jednak, że i tak nikt w Palatynie nie wie, gdzie mieszkają, a więc że w