współzawodnikiem, gdyż w tej chwili Poppea rzekła:
— Panie, jak możesz pozwolić, by nawet myśl taka przeszła przez czyjąś głowę, a tym bardziej, by
ktoś ośmielił się wypowiedzieć ją głośno wobec ciebie.
— Ukarz zuchwalca! — zawołał Witeliusz.
Nero podniósł znów wargi do nozdrzy i zwróciwszy na Petroniusza swe szkliste oczy krótkowidza,
rzekł:
— Także ty wypłacasz mi się za przyjaźń, którą dla ciebie miałem?
— Jeśli się mylę, dowiedź mi tego — odpowiedział Petroniusz — lecz wiedz, że mówię to, co mi
nakazuje miłość do ciebie.
— Ukarz zuchwalca! — powtórzył Witeliusz.
— Uczyń to! — ozwało się kilka głosów.
W atrium zrobił się szmer i ruch, albowiem ludzie poczęli się odsuwać od Petroniusza. Odsunął się
nawet Tuliusz Senecjo, jego stały towarzysz przy dworze, i młody Nerwa, który okazywał mu
dotychczas najżywszą przyjaźń. Po chwili Petroniusz został sam po lewej stronie atrium i z
uśmiechem na ustach, rozgarniając dłonią fałdy togi, czekał jeszcze, co powie lub pocznie cezar.
Cezar zaś rzekł:
— Chcecie, bym go ukarał, lecz to mój towarzysz i przyjaciel, więc chociaż zranił mi serce, niech wie,
że to serce ma dla przyjaciół tylko… przebaczenie.
„Przegrałem i zginąłem” — pomyślał Petroniusz.
Tymczasem cezar wstał, narada była skończona.
Rozdział pięćdziesiąty
Petroniusz udał się do siebie, Nero zaś z Tygellinem przeszli do atrium Poppei, gdzie czekali na nich
ludzie, z którymi prefekt poprzednio rozmawiał.
Było tam dwóch „rabbich” z Zatybrza, przybranych w długie uroczyste szaty, z mitrami na głowach,
młody pisarz, ich pomocnik, oraz Chilo. Na widok cezara kapłani pobledli ze wzruszenia i podniósłszy
na wysokość ramion ręce, pochylili głowy aż do dłoni.
— Witaj, monarcho monarchów i królu królów — rzekł starszy — witaj, władco ziemi, opiekunie
ludu wybranego i cezarze, lwie między ludźmi, którego panowanie jest jako światłość słoneczna i
jako cedr libański, i jako źródło, i jako palma, i jako balsam jerychoński!…
— Nie nazywacie mnie bogiem? — spytał cezar.
Kapłani pobledli jeszcze mocniej, starszy znów zabrał głos:
— Słowa twoje, panie, są słodkie jako grono winnej macicy i jako figa dojrzała, albowiem Jehowa
napełnił dobrocią serce twoje. Lecz poprzednik ojca twego, cezar Kajus, był okrutnikiem, a jednak
wysłańcy nasi nie nazywali go bogiem, przekładając śmierć samą nad obrazę Zakonu.
— I Kaligula kazał ich rzucić lwom?
— Nie, panie. Cezar Kajus uląkł się gniewu Jehowy.
I podnieśli głowy, albowiem imię potężnego Jehowy dodało im odwagi. Ufni w moc jego, śmielej
już patrzyli w oczy Nerona.
— Oskarżacie chrześcijan o spalenie Rzymu? — spytał cezar.