lektory on-line

Chłopi - Władysław Reymont - Strona 225

— Abom go to przyciągała? abo go to trzymam! — krzyknęła gniewnie.
Mateusz stanął niepewny i wielce skłopotany.
Płacz ją chwycił, łzy jak groch sypnęły się po rozognionej twarzy.
— Taką krzywdę mi zrobił… tak me spoił… a nikto się za mną nie upomni… nikto się nie ulituje, a wszyscy na mnie bij zabij! Cóżem to winowata?… co? — skarżyła się z boleścią.
— Ja mu, ścierwie, odpłacę! — wybuchnął podnosząc pięście.
— Odpłać, Mateusz! Odpłać, a ja już ci… — przywtórzyła zawzięcie.
Już się nie odezwał, jeno poleciał ku kościołowi.
Długo jeszcze siedziała nad stawem rozmyślając o Mateuszu, że może się za nią ujmie, a krzywdzić nie pozwoli.
— A może i Antek — przyszło jej naraz do głowy.
Powróciła do domu, pełna cichych i radosnych przeczuć.
Dzwony zaczęły bić, naród wychodził z kościoła, zaroiły się wnet drogi a rozgłośniały turkotami wozów i rozmowami, śmiechy dzwoniły w powietrzu, szli całymi kupami, postając niekiej przed opłotkami, tylko przed chałupą Dominikowej ludzie jakoś cichli, spoglądali na siebie i przechodzili z zasępionymi twarzami; nawet nikt nie zajrzał do chorej.
Wnet ci rozgwarzyła się cała wieś, rozgwarzyły się izby a sienie i progi; po sadach też było głośno i rojno, gdyż zasiadano do obiadów pod drzewami, w cieniach a chłodzie, że wszędy było widać jedzących, skrzybot łyżek, szczęk mich, a zapachy jadła i skamlania piesków roznosiły się w skwarnej ciszy.
Tylko u Dominikowej było głucho i pusto: nikt się nie pokwapił z odwiedzinami. Stara pojękiwała w gorączce, Jaguś nie mogła już wysiedzieć, stawała w progu, to wychodziła aż na drogę, to znowu długie czasy patrzała tęsknie przez okno, zaś Szymek, jak i przódzi, siedział pod chałupą, tyle co jeden Jędrek głowy nie stracił i wziął się po drugiej stronie domu do gotowania strawy.
Dopiero w jakiś czas po obiedzie zajrzała do nich Hanka, jeno że jakaś była dziwna, rozpytywała o wszystko, turbowała się wielce o chorą, a ukradkiem, przyczajonymi oczyma chodziła za Jagną, wzdychając frasobliwie.
Pokrótce i Mateusz przyleciał do Szymka.
— Pójdziesz z nami do Miemców? — pytał.
— Gront mój po ojcu, nie ustąpię z miejsca — gadał swoje chłopak.
— Nastusia czeka na ciebie, przeciek macie ponieść na zapowiedzie.
— Nie pódę nikaj… gront mój po ojcach…
— Głupie oślisko! nikto cię za ogon nie ciąga… a siedź se choćby do jutra! — rozgniewał się, a że akuratnie Jagna odprowadzała Hankę w opłotki, przyłączył się do niej, nawet nie spojrzawszy na tamtą.
Poszli razem drogÄ… nad stawem.
— Rocho przyszli już z kościoła? — zagadał.
— Przyszli; już tam i sporo chłopów czeka.
Obejrzał się. Jagna patrzyła za nimi, więc odwracając się śpiesznie, zapytał cicho, nie patrząc w oczy:
— Prawda to, że ksiądz z ambony kogoś wypominał?…
— Słyszałeś, a jeszcze za język ciągniesz.
— Przyszedłem już po kazaniu, powiedali mi o tym, ale myślałem, co jeno cyganią tak la śmiechu.
— I nie jedną wypominał… jaże pięściami wytrząchał… Przykarcać głośno i na drugie kamieniami frygać to każden sprawny… jeno złemu przeszkodzić nie ma komu — zmartwiona była głęboko i zła. — Ale wójta to ni słowem nie tknął, a on tu zawinił najbarzej — dodała ciszej.
Mateusz zaklął siarczyście i chociaż chciał jeszcze o coś pytać, zbrakło mu odwagi. Szli w milczeniu. Hanka czuła się głęboko dotkniętą całą sprawą.
— Juści, że Jagna grzeszyła, juści, że trzeba ją było skarcić, ale żeby ją zaraz wypominać z ambony prawie po imieniu… tego już za wiele… Borynową była żoną, nie jakąś latawicą… — myślała rozżalona. Co pomiędzy nimi było, to ich sprawa, a drugim wara od tego.
— Magdy ni młynarzowych dziewek to nie wypomina: wiadomo przeciek, co wyrabiają! A na dwórki z Woli też nie wygraża pięściami, zaś o dziedziczce z Głuchowa, choć cały świat wie, jak się tłucze z parobkami, głosu nie podniesie! — mówiła w najgłębszym oburzeniu.
— To prawda, co i Tereskę wypominał? co? — ledwie dosłyszała pytanie.
— Obiedwie wypominał; wszyscy pomiarkowali, o kim gada.
— Ktoś go musiał na nią podmówić — zaledwie zdzierżył wzburzenie.
— Powiadali, że to Dominikowej robota albo i Balcerkowej; jedna się mści na tobie za Szymka i Nastkę, zaś druga chciałaby cię odciągnąć do swojej Marysi.
— To tam raki zimują! Że mi to nawet do głowy nie przyszło…
— Chłopy zawzdy to jeno widzą, co mają na oczach jak wół widne.
— Na darmo się trudzi Balcerkowa, na darmo!… jeszcze co oberwać może od Tereski… A na złość Dominikowej Szymek musi się ożenić z Nastką: już ja tego dopilnuję! Ścierwy baby!
— One swoje sprawy robią, a bez to niewinne cierpią — rzekła smutnie.
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional