lektory on-line

Quo vadis - Henryk Sienkiewicz - Strona 222

Po krótkiej chwili milczenia zawrzała burza oklasków. Lecz z oddali odpowiedziało mu wycie
tłumów. Teraz nikt już tam nie wątpił, że to cezar rozkazał spalić miasto, by sobie wyprawić
widowisko i śpiewać przy nim pieśni. Nero usłyszawszy ów krzyk setek tysięcy głosów zwrócił się do
augustianów ze smutnym, pełnym rezygnacji uśmiechem człowieka, którego krzywdzą, i rzekł:
— Oto, jak Kwiryci umieją cenić mnie i poezję.
— Łotry! — odpowiedział Watyniusz — każ, panie, uderzyć na nich pretorianom.
Nero zwrócił się do Tygellina:
— Czy mogę liczyć na wierność żołnierzy?
— Tak, boski! — odpowiedział prefekt.
Lecz Petroniusz wzruszył ramionami.
— Na ich wierność, lecz nie na ich liczbę — rzekł. — Zostań tymczasem tu, gdzie jesteś, bo tu
najbezpieczniej, a ten lud trzeba uspokoić.
Tego zdania był i Seneka, i konsul Licyniusz. Tymczasem w dole wzburzenie rosło. Lud zbroił się w
kamienie, w drągi od namiotów, w deski z wozów i taczek i w rozmaite żelaziwo. Po niejakim czasie
kilku z przywódców kohort przyszło z oznajmieniem, że pretorianie, napierani przez tłumy,
zachowują z największym wysileniem linię bojową i nie mając rozkazu uderzenia nie wiedzą, co
czynić.
— Bogowie! — rzekł Nero — co za noc! Z jednej strony pożar, z drugiej rozhukane morze ludu.
I począł szukać dalej wyrażeń, które by najwspanialej mogły określić niebezpieczeństwo chwili, lecz
widząc naokół twarze blade i niespokojne spojrzenia, zląkł się także.
— Dajcie mi ciemny płaszcz z kapturem! — zawołał. — Czyby naprawdę miało przyjść do bitwy?
— Panie — odpowiedział niepewnym głosem Tygellin — ja zrobiłem wszystko, co mogłem, ale
niebezpieczeństwo jest groźne… Przemów, panie, do ludu i poczyń mu obietnice.
— Cezar miałby przemawiać do tłuszczy? Niech to uczyni inny w moim imieniu. Kto się tego
podejmie?
— Ja! — odrzekł spokojnie Petroniusz.
— Idź, przyjacielu! Tyś mi najwierniejszy w każdej potrzebie… Idź i nie szczędź obietnic.
Petroniusz zwrócił się do orszaku z twarzą niedbałą i szyderczą.
— Senatorowie tu obecni — rzekł — a oprócz nich Pizo, Nerwa i Senecjo pojadą za mną.
Po czym zszedł z wolna z wodociągu, owi zaś, których wezwał, szli za nim nie bez wahania, ale z
pewną otuchą, którą napełniał ich jego spokój. Petroniusz, stanąwszy u stóp arkad, kazał sobie
podać białego konia i siadłszy na niego pojechał na czele towarzyszy przez głębokie szeregi
pretoriańskie ku czarnej, wyjącej tłuszczy, bezbronny, mając w ręku cienką laskę z kości słoniowej,
którą się zwykle podpierał.
I przyjechawszy tuż, wparł konia w tłumy. Naokół, przy świetle pożogi widać było wzniesione ręce
zbrojne we wszelakiego rodzaju broń, rozpalone oczy, spotniałe twarze i ryczące, zapienione wargi.
Rozszalała fala wnet otoczyła jego i orszak, za nią widać było istotnie jakby morze głów, ruchome,
kotłujące się, straszne.
Wrzaski wzmogły się jeszcze i zmieniły się w nieludzki ryk; drągi, widły, a nawet i miecze chwiały się
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional