lektory on-line

Potop - Henryk Sienkiewicz - Strona 221

przemknie, a gdy psy zbyt blisko go nacierają, to się odwróci i błyśnie białymi kłami.
Lecz gdy jazda Kmicicowa nadeszła, hetman zatkał nią najciaśniejsze szczeliny i sam
pojechał pilnować, by dwa skrzydła niewodu zeszły się ze sobą.
Było to pod Niewiażą.
Pułki Mieleszki, Ganchofa i dwie chorągwie jazdy pod wodzą samego księcia utworzyły
jakoby łuk, którego cięciwą była rzeka. Pan Wołodyjowski ze swoim pułkiem był w środku
łuku. Miał wprawdzie przed sobą jedyną przeprawę, jaka wiodła przez bagnistą rzekę, ale
właśnie z drugiej strony przeprawy stały dwa regimenty szkockie i dwieście
radziwiłłowskich Kozaków oraz sześć polowych armatek wykierowanych w ten sposób, że nawet
pojedynczy człowiek nie zdołałby się pod ich ogniem przeprawić na drugą stronę.
Wówczas łuk począł się zaciskać. Środek jego wiódł sam hetman.
Na szczęście dla pana Wołodyjowskiego noc i burza z deszczem ulewnym przerwały pochód,
ale za to uwięzionym nie pozostawało już więcej nad parę stai kwadratowych łąki
zarośniętej łoziną, między półpierścieniem wojsk radziwiłłowskich a rzeką pilnowaną z
drugiej strony przez Szkotów. Nazajutrz ledwie brzask ranny ubielił wierzchy łóz, pułki
ruszyły dalej i szły - doszły aż do rzeki i stanęły nieme z podziwu.
Pan Wołodyjowski w ziemię się zapadł-w łozinie nie było żywego ducha.
Sam hetman zdumiał się, a potem prawdziwe gromy spadły na głowy oficerów dowodzących
pułkami pilnującymi przeprawy. I znów atak astmy uchwycił księcia, tak silny, że obecni
drżeli o jego życie. Ale gniew astmę nawet przemógł. Dwóch oficerów, którym czaty nad
brzegiem były powierzone, miało być rozstrzelanych, lecz Ganchof uprosił wreszcie
księcia, by przynajmniej zbadano pierwej, jakim sposobem zwierz z matni ujść zdołał.
Jakoż pokazało się, że Wołodyjowski korzystając z ciemności i dżdżu wprowadził z łozy
całą chorągiew w rzekę i płynąc lub brodząc z jej biegiem, prześliznął się tuż koło
prawego skrzydła radziwiłłowskiego, które dotykało koryta. Kilka koni, zapadłych po
brzuchy w błota, wskazywało miejsce, w którym wylądował na prawy brzeg.
Z dalszych tropów łatwo było dojść, że ruszał całym tchem końskim w stronę Kiejdan.
Hetman odgadł natychmiast z tego, że pragnął przebrać się do Horotkiewicza i Jakuba
Kmicica na Podlasie.
Lecz czy przechodząc koło Kiejdan nie podpali miasta lub nie pokusi się o rabunek zamku?
Straszna obawa ścisnęła serce księcia. Większa część gotowizny jegoi kosztowności była w
Kiejdanach. Kmicic powinien był wprawdzie ubezpieczyć je piechotą, ale jeśli tego nie
uczynił, nieobronny zamek łatwo stać się mógł łupem zuchwałego pułkownika. Bo Radziwiłł
nie wątpił, iż odwagi nie zbraknie Wołodyjowskiemu, by targnąć się na samą rezydencję
kiejdańską. Mogło mu nie zabraknąć i czasu, gdyż wymknąwszy się z początku nocy, zostawił
pogoń najmniej o sześć godzin drogi za sobą.
W każdym razie należało spieszyć co tchu na ratunek Kiejdanom. Książę zostawił piechotę i
ruszył z całą jazdą. Przybywszy do Kiejdan Kmicica nie znalazł, lecz zastał wszystko w
pokoju,
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional