złupione ze wszystkich bogactw, skarb zaś, zebrany tym sposobem, będzie rozdzielony między
mieszkańców Rzymu, tak aby każdy mógł sobie wybudować dom własny. Lecz jednocześnie
puszczano i takie nowiny, że wody zostały w wodociągach zatrute i że Nero chce zniszczyć miasto i
wygubić co do nogi mieszkańców, aby przenieść się do Grecji lub Egiptu i stamtąd władać światem.
Każda wieść rozbiegała się z szybkością błyskawicy i każda znajdowała wiarę wśród tłuszczy,
powodując wybuchy nadziei albo gniewu, strachu lub wściekłości. Wreszcie jakaś gorączka
opanowała te tysiące koczowników. Wiara chrześcijan, iż koniec świata przez ogień jest bliski,
szerzyła się i między wyznawcami bogów z każdym dniem coraz bardziej. Ludzie wpadali w
odrętwienie lub szaleństwo. Wśród obłoków, oświeconych przez łunę, widziano bogów
przypatrujących się zagubie ziemi i wyciągano do nich ręce o litość lub przeklinano ich.
Tymczasem żołnierze, wspomagani przez pewną liczbę mieszkańców, burzyli wciąż domy na
Eskwilinie, na Caelius, a także i na Zatybrzu, które wskutek tego w znacznej części ocalało. Lecz w
samym mieście płonęły nieprzebrane skarby, nagromadzone przez wieki zwycięstw, bezcenne
dzieła sztuki, wspaniałe świątynie i najdroższe pamiątki rzymskiej przeszłości i rzymskiej sławy.
Przewidywano, że z całego miasta ocaleje zaledwie kilka położonych na krańcach dzielnic i że setki
tysięcy ludzi pozostanie bez dachu. Inni rozszerzali jednakże wieść, że żołnierze burzą domy nie dla
zatamowania ognia, ale dlatego, aby nic nie zostało z miasta. Tygellin błagał w każdym liście, by
cezar przyjechał i obecnością swą uspokoił zrozpaczony lud. Lecz Nero ruszył się dopiero wówczas,
gdy płomienie ogarnęły „domus transitoria”, i śpieszył się, aby nie stracić chwili, w której pożoga
doszła do najwyższej potęgi.
Rozdział czterdziesty siódmy
Ogień tymczasem dosięgnął do Via Nomentana, a od niej, wraz ze zmianą wiatru, zwrócił się ku Via
Lata i ku Tybrowi, okrążył Kapitol, rozlał się po Forum Boarium i niszcząc wszystko, co w pierwszym
pędzie pominął, zbliżył się znów do Palatynu. Tygellinus, zebrawszy wszystkie siły pretorianów, słał
gońca za gońcem do zbliżającego się cezara z oznajmieniem, że nic nie straci ze wspaniałości
widowiska, albowiem pożoga wzmogła się jeszcze. Lecz Nero chciał przybyć w nocy, aby tym lepiej
nasycać się obrazem ginącego miasta. W tym celu zatrzymał się w okolicach Aqua Albana i
wezwawszy do namiotu tragika Aliturusa układał z pomocą jego postawę, twarz, wejrzenie i uczył
się odpowiednich ruchów, spierając się z nim zawzięcie, czy przy słowach: „O święty grodzie, któryś
się wydawał trwalszym od Idy” — ma podnieść do góry obie ręce, czy też trzymając w jednej
formingę opuścić ją wzdłuż ciała, a podnieść tylko drugą. I pytanie to wydawało mu się w tej chwili
ważniejszym od wszystkich innych. Wyruszywszy wreszcie o zmierzchu, zasięgał jeszcze rady
Petroniusza, czy by w wierszu poświęconym klęsce nie umieścić kilku wspaniałych bluźnierstw
przeciw bogom i czy by takowe, biorąc ze stanowiska sztuki, nie musiały same przez się wyrwać się z
ust w podobnym położeniu człowiekowi tracącemu ojczyznę.
Koło północy zbliżył się wreszcie do murów wraz ze swym potężnym dworem, złożonym z całych
zastępów dworzan, senatorów, rycerzy, wyzwoleńców, niewolników, kobiet i dzieci. Szesnaście
tysięcy pretorianów, ustawionych w szyku bojowym po drodze, czuwało nad spokojem i
bezpieczeństwem jego wjazdu, utrzymując zarazem w odpowiedniej odległości wzburzony lud. Lud