powszechnej zgubie porządek dnia i nocy został również pomieszany i że widzą blask słoneczny.
Lecz potem krwawy jednolity blask pokonał wszystkie inne barwy płomieni. Z morza ognia strzelały
ku rozgorzałemu niebu jakby olbrzymie fontanny i słupy płomienia, rozwiewając się w górze w
ogniste kiście i pióra, wiatr zaś porywał je, zmieniał w złote nici i włosy skier i niósł hen nad
Kampanią, aż ku Górom Albańskim. Noc stawała się coraz widniejsza; samo powietrze zdawało się
być przesiąknięte nie tylko blaskiem, ale i płomieniem. Tyber płynął żywym ogniem. Nieszczęsne
miasto zmieniło się w jedno piekło. Pożar ogarniał coraz większe przestrzenie, brał szturmem
wzgórza, rozlewał się po równinach, zatapiał doliny, szalał, huczał, grzmiał.
Rozdział czterdziesty piąty
Makrynus tkacz, do którego domu przyniesiono Winicjusza, obmył go, zaopatrzył w odzież i posilił,
po czym młody trybun odzyskawszy zupełnie siły oświadczył, że tejże jeszcze nocy rozpocznie
dalsze poszukiwania za Linusem. Makryn, który był chrześcijaninem, potwierdził słowa Chilona, że
Linus wraz ze starszym kapłanem Klemensem udali się do Ostrianum, gdzie Piotr miał chrzcić całe
gromady zwolenników nowej nauki. W dzielnicy wiadomo było chrześcijanom, że Linus pieczę nad
domem swym powierzył od dwóch dni niejakiemu Gajusowi. Dla Winicjusza stanowiło to dowód, że
ani Ligia, ani Ursus nie pozostali w domu i że musieli udać się również do Ostrianum.
Myśl ta sprawiła mu wielką ulgę. Linus był to człowiek stary, któremu trudno było chodzić
codziennie z Zatybrza aż za odległą bramę Nomentańską i wracać znów stamtąd na Zatybrze,
prawdopodobnie więc zamieszkał na te kilka dni u którego ze współwyznawców za murami, a wraz
z nim i Ligia, i Ursus. W ten sposób uniknęli pożaru, który w ogóle nie przedostał się na drugi stok
Eskwilinu. Winicjusz widział w tym wszystkim zrządzenie Chrystusa; poczuł nad sobą Jego opiekę i z
sercem wezbranym większą niż kiedykolwiek miłością poprzysięgał Mu w duszy wypłacić się całym
życiem za te widome znaki łaski.
Tym bardziej jednak spieszno mu było do Ostrianum. Odnajdzie Ligię, odnajdzie Linusa, Piotra i
zabierze ich gdzie daleko, do którejkolwiek ze swoich ziem, choćby aż do Sycylii. Rzym oto płonie i
za kilka dni zostanie po nim tylko kupa zgliszcz, po co więc mają tu zostawać wobec klęski i
rozhukanej ludności? Tam otoczą ich zastępy karnych niewolników, otoczy ich cisza wsi i będą żyli
spokojnie pod skrzydłami Chrystusa, pobłogosławieni przez Piotra. Byle ich tylko teraz odnaleźć.
Nie było to zaś rzeczą łatwą. Winicjusz pamiętał, z jakim trudem przedostał się z Via Appia na
Zatybrze i jak musiał kołować, aby dotrzeć do drogi Portowej, postanowił więc teraz obejść miasto
ze strony przeciwnej. Idąc drogą Tryumfalną można było dotrzeć, posuwając się wzdłuż rzeki, aż do
mostu Emiliusza, stamtąd zaś, pomijając Pincius, wzdłuż pola Marsowego, obok ogrodów
Pompejusza, Lukulla i Salustiusza, przedrzeć się na Via Nomentana. Była to droga najkrótsza, lecz i
Makrynus, i Chilon nie radzili się na nią zapuszczać. Ogień nie objął wprawdzie dotychczas tej części
miasta, lecz wszystkie rynki i ulice mogły być zupełnie zatłoczone ludźmi i ich rzeczami. Chilo radził
udać się przez Ager Vaticanus aż do Porta Flaminia, tam przejść rzekę i posuwać się dalej na
zewnątrz murów, za ogrodami Acyliusza, ku Porta Salaria. Winicjusz po chwili wahania zgodził się na
tÄ™ radÄ™.
Makryn musiał pozostać na straży domu, lecz wystarał się o dwa muły, które mogły posłużyć i do