lektory on-line

Lalka - Bolesław Prus - Strona 212

Na trzeci dzień otrzymał od panny Izabeli krótki liścik:
„Panie — pisała. — Musi mi pan ułatwić zaznajomienie się z Molinarim, ale to koniecznie, koniecznie… Obiecałam Cioci, że skłonię go, ażeby zagrał u niej na ochronę; pojmuje więc pan, ile mi na tym zależy.”
W pierwszej chwili zdawało się Wokulskiemu, że zbliżenie się do genialnego skrzypka będzie jednym z najtrudniejszych zadań, jakie mu kazano rozwiązać. Szczęściem, przypomniał sobie, że ma znajomego muzyka, który nie tylko poznał się z Molinarim, ale już chodził za nim i przesiadywał u niego jak cień.
Kiedy zwierzył się z kłopotu przed muzykiem, ten naprzód szeroko otworzył oczy, potem zmarszczył brwi, w końcu zaś, po długim namyśle, odparł:
— O, to sprawa trudna, bardzo trudna, ale dla pana postaramy się. Tylko muszę go przygotować, dobrze usposobić… I wie pan, jak zrobimy?… Niech pan jutro zajdzie do hotelu o pierwszej w południe; ja tam będę na śniadaniu. Wtedy niech pan wywoła mnie nieznacznie przez służącego, a już ja wyrobię panu audiencję.
Te ostrożności i ton, jakim je wypowiadano, przykro dotknęły Wokulskiego; mimo to w oznaczonym terminie poszedł do hotelu.
— Pan Molinari w domu? — zapytał szwajcara.
Szwajcar, człowiek znajomy, wyprawił pomocnika na górę, sam zaś zaczął bawić Wokulskiego rozmową:
— To, wielmożny panie, mamy ruch w hotelu z tym Włochem!… Schodzą się państwo jak do cudownego obrazu, ale najwięcej kobiety…
— Oho?…
— Tak, wielmożny panie. Taka najpierwej przysyła mu list, potem bukiet, a nareszcie sama przychodzi za woalką, bo myśli, że jej nikt nie pozna… To, panie, śmiech dla całej służby!… On nie każdą przyjmuje, choć która da jego lokajowi ze trzy ruble. Ale czasem, jak trafi mu się dobry humor, to nieraz dobiera sobie chłopisko jeszcze dwa numery, każdy w innej stronie korytarza, i w każdym inną rozwesela… Taki, bestia, zajadły.
Wokulski spojrzał na zegarek. Upłynęło z dziesięć minut na czekaniu, więc pożegnał szwajcara i poszedł na schody czując, że gniew zaczyna w nim kipieć.
„Tęgi blagier! — myślał. — Ale też i miłe te kobietki…”
W drodze spotkał go zadyszany pomocnik szwajcara.
— Pan Molinari — rzekł — kazał prosić, ażeby jaśnie pan chwilkę zaczekał…
Wokulski chciał schwycić za kark posłańca, ale pohamował się i — zawrócił na dół.
— Jaśnie pan odchodzi?… Co mam powiedzieć panu Molinariemu?…
— Powiedz mu, ażeby… Rozumiesz?
— Powiem, jaśnie panie, tylko on nie zrozumie — odpowiedział zadowolony lokaj, a wpadłszy do szwajcara rzekł:
— Przynajmniej znalazł się choć jeden pan, co się poznał na tym kundlu Włochu… O hycel! łeb to zadziera, ale nim ci da, człeku, dziesiątczynę, to ją pierwej ze trzy razy obejrzy… Legawa suka go urodziła, pokrakę… Zgnilec… obieżyświat… Kopernik!…
Była chwila, że Wokulski uczuł żal do panny Izabeli. Jak można zapalać się do człowieka, z którego nawet hotelowa służba żartuje!… Jak można zapisywać się na długą listę jego wielbicielek… Czy w końcu godziło się zmuszać go, ażeby szukał znajomości z takim płytkim blagierem!…
Ale wnet ochłonął; przyszła mu bardzo słuszna uwaga, że panna Izabela nie znając Molinariego daje się tylko unosić prądowi jego reputacji.
„Pozna go i ochłonie — pomyślał. — Tylko już ja nie będę im służył za pośrednika.”
Kiedy Wokulski wrócił do domu, zastał u siebie Węgiełka, który czekał na niego od godziny.
Chłopak wyglądał po warszawsku, ale był trochę mizerny.
— Wychudłeś, zbladłeś — rzekł Wokulski przypatrzywszy mu się. — Łajdaczysz się czy co?…
— Nie, panie, tylko dziesięć dni chorowałem. Coś mi się zrobiło na szyi takie paskudne, że mnie doktór pokrajał. Ale już wczoraj poszedłem do roboty.
— Potrzebujesz pieniędzy?
— Nie, panie. Chciałem tylko opowiedzieć się względem powrotu do Zasławia.
— Już cię korci. A nauczyłeś się czego?
— Ojej! I ze ślusarkom się trochę… i według stolarki… Koszyków nauczyłem się też wcale pięknych i rysować. A nawet jakby przyszło do malowania, to też…
Mówiąc to kłaniał się, rumienił i miętosił czapkę w ręku.
— Dobrze — odezwał się po chwili Wokulski. — Na narzędzia dostaniesz sześćset rubli. Wystarczy?… A kiedy chcesz wracać?
Chłopak zaczerwienił się jeszcze mocniej i pocałował Wokulskiego w rękę.
— Bo ja jeszcze, z przeproszeniem łaski pańskiej, chciałbym się ożenić… Tylko nie wiem…
Poskrobał się w głowę.
— Z kimże to? — spytał Wokulski.
— Z tą panną Marianną, co mieszka u furmanów Wysockich. Ja też mieszkam w tym domu, tylko na górze.
„Chce się żenić z moją magdalenką?” — pomyślał Wokulski. Przeszedł się po pokoju i rzekł:
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional