lektory on-line

Syzyfowe prace - Stefan Żeromski - Strona 22

człowiek biedniejszy jest stokroć niż koza.
Cóż by dał za to, żeby jeszcze raz w życiu pójść z sześcioletnimi obywatelami wolnego
Schwizerlandu do lasu, szukać z nimi ukrytych między liśćmi „zwerglów” w wielkich, spiczastych
czapkach, a z ogromnymi brodami… Ach, cóż by dał, ażeby wrócić do tamtej młodości, toczyć długie
rozprawy z uczciwymi belframi wiejskich szkółek szwajcarskich, długo w noc z nimi radzić o
sposobach zniesienia ciemnoty w „strasznej Rosji” i mieć w piersi prawe, szlachetne serce!…
I nagle dyrektor Jaczmieniew zapłakał…
Ciepły wietrzyk wzmagał się, gdy kareta dosięgła szczytu góry.
— Ach, jakże jestem już stary, jak bardzo stary… — szepnął do siebie Jaczmieniew. — Przeszło,
minęło niepowrotnie, rozwiało się niby mgła nad jeziorem. Wczoraj, zda się, człowiek z kijem w
ręku łaził po skałach, ażeby się nauczyć, jak najlepiej, najszybciej, najhumanitarniej rozniecać
światło wpośród ciemnych mas chłopstwa, a dziś… Nie należy szerzyć oświaty w kosmopolitycznym
znaczeniu tego wyrazu, lecz należy szerzyć „oświatę rosyjską”. Na to zdał się cały Pestalozzi…
Pragnąc za pomocą zruszczenia tych chłopów polskich istotnie przyczynić się do szybkiego rozwoju
Północy na drodze cywilizacji, należałoby to zrobić tak skutecznie, ażeby chłop tutejszy ukochał
Rosję, jej prawosławną wiarę, mowę, obyczaj, ażeby za nią gotów był ginąć w wojnie i pracować dla
niej w pokoju. Trzeba by więc wydrzeć z korzeniem tutejszy, iście zwierzęcy, konserwatyzm tych
chłopów. Trzeba by zburzyć tę odwieczną, swoistą kulturę niby stare domostwo, spalić na stosie
wierzenia, przesądy, obyczaje i zbudować nowe, nasze, tak szybko, jak się buduje miasta w
Ameryce Północnej. Na tym gruncie dopiero można by zacząć wypełnianie marzeń pedagogów
szwajcarskich. To, co my robimy, te środki, jakie przedsiębierzemy…
I cóż by tu można zrobić, co tu właściwie zaprojektować celem wzmocnienia rusyfikacji, tej
rusyfikacji nieodzownej i skutecznej?…
Pytanie to wytrysło niespodziewanie z głębi dumań Jaczmieniewa i stanęło przed nim z całą swoją
stanowczą wyrazistością niby tajny agent policji ukazujący się zza węgła, kiedy się go najmniej
spodziewają.
Kareta znajdowała się na szczycie góry, po której grzbiecie szła droga. Z prawej i lewej strony
otwarty był widok rozległy na dwie płaskie doliny. Tu i tam ciągnęły się smugami lasy, pagórki,
wielkie białe płaty pól… Daleko, daleko za ostatnimi sinymi borami szarzały lekkie mgły przesłaniając
widnokrąg. Było samo południe. Z kominów chat w ogromnych wsiach szły wszędzie dymy
błękitnymi słupami. Był to jedyny ruch w tej niezmiernej przestrzeni. Cała ona leżała w niemym
spokoju, jakby spała. Tylko długie pasma dymów zdawały się pisać na białych, martwych kartach
polan nikomu nieznane, tajemnicze znaki.
III
Na dolnym korytarzu gimnazjum klasycznego w Klerykowie znajdowało się mnóstwo osób. Byli tam
urzędnicy, szlachta, księża, przemysłowcy, a nawet zamożniejsi chłopi. Cały ten tłum stanowił w
owej chwili jedną kategorię: rodziców.
Korytarz był długi, wyłożony posadzką z piaskowca i bardzo dobrze przypominał pierwotną swoją
fizjonomię: korytarz klasztorny. Wąskie okna wpuszczone były w mury bardzo grube i chłodne;
Nasi Partnerzy/Sponsorzy: Wartościowe Virtualmedia strony internetowe, Portal farmeceutyczny najlepszy i polecany portal farmaceutyczny,
Opinie o ośrodkach nauki jazy www.naukaprawojazdy.pl, Sprawdzony email marketing, Alfabud, Najlepsze okna drewniane Warszawa w Warszawie.

Valid XHTML 1.0 Transitional